Ambicje i rozczarowania polskiej młodzieży u początku XXI wieku

Ambicje i rozczarowania polskiej młodzieży u początku XXI wieku

Mówiąc o religijności młodzieży, opieram te refleksje na badaniach przeprowadzonych w latach 1988[1]-1998[2] i 2007[3]. Ogólnie rzecz biorąc, lata osiemdziesiąte to dobre lata wzrostu religijności młodzieży pod każdym względem, zarówno co do praktyk, jak i moralności. Spadek religijności na wszelkich poziomach nastąpił w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych. Badania z 2007 roku pokazują lekką stabilizację. To ogólnie. A w szczegółach – lojalność wobec wyznania, wobec Boga ciągle utrzymuje się na dość przyzwoitym poziomie. Na pytanie, czy jesteś osobą wierzącą, ponad 70% młodzieży odpowiada „tak”. Zmiana widoczna jest wobec praktyk religijnych. W 1988 roku prawie 50% młodzieży w Polsce praktykowało systematycznie. W 2007 roku już tylko 36%. Załamanie w praktykach systematycznych następuje pomiędzy 16 a 18 rokiem życia. Zwiększa się wskaźnik tych, którzy praktykują rzadko. W 1988 roku takiej młodzieży było 10%, a w 2007 już 19%. Wzrosła też liczba niepraktykujących: z 4% do 10%.

Widocznej zmianie ulega traktowanie Kościoła przez młodzież. W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych Kościół zaczął być postrzegany przez młodzież jako element establishmentu, który wydaje się nieprzyjazny dla młodych ludzi. Kościół jawi się im jako świat instytucji, i to instytucji nieprzyjaznej. Takiej instytucji z zasady się nie słucha, nie idzie za jej nauczaniem. Dlatego można mówić, że dokonuje się pewien rozpad dotychczasowych struktur religijno-kościelnych.

Tendencyjność

Zauważa się dwie tendencje. Pierwsza – liczba osób szukających religii, odczuwających głód Transcendencji nie spada. Dla prawie 90% młodzieży wiara religijna, choć w różnym stopniu, ma istotną wartość w jej życiu osobistym. Druga tendencja – zwiększa się zbiorowość ludzi religijnych, którzy nie potrzebują Kościoła. Dla przykładu – około 5% deklarujących się jako głęboko wierzący w ogóle nie chodzi na Mszę Świętą, nie przystępuje do spowiedzi. Ale są to ludzie, którzy twierdzą, że mają kontakt z Bogiem. Krótko mówiąc: Kościół traci na znaczeniu, a religia zyskuje nowe oblicze. Młody człowiek szuka odniesienia do Boga, potrzebuje duchowości, ale coraz częściej obojętnie odnosi się do Kościoła.

Autorytet Kościoła w kwestiach moralnych uznaje około 30% młodzieży. Z praktykujących systematycznie moralny autorytet Kościoła uznaje jedynie 49%. Na pytanie: „Czym się kierujesz w rozwiązywaniu problemów?” na pierwszym miejscu młodzież wymienia własne sumienie, dalej rady rodziców, przyjaciół; dopiero na dalszej pozycji wymienia nauczanie Kościoła.

Z przyznawaniem się do wiary nie jest więc źle, gorzej z postępowaniem według nauki Kościoła, a chyba najgorzej wygląda sprawa moralności, zwłaszcza jeśli chodzi o życie intymne. Dopuszczalność współżycia przedmałżeńskiego uznawało w 1988 r. 34% młodzieży, w 1998 r. już 62%, w 2007 r. prawie 80% (w aglomeracjach miejskich). Podobnie ma się sprawa, jeśli chodzi o środki antykoncepcyjne – jest tendencja wzrostowa akceptowania ich. Młodzi ludzie nie widzą tu problemu: po prostu można. Podobna liberalizacja dotyczy spojrzenia na rozwód. W 1988 roku 20% młodzieży uznawało dopuszczalność rozwodu, w 1998 już 30%; w 2007 roku odsetek ten spadł: na rozwód daje przyzwolenie 22% młodych ludzi.

Natomiast wzrasta liczba zwolenników związków partnerskich. W 2002 roku 15% młodzieży stwierdziło, że żaden ślub nie jest potrzebny; w 2007 roku w niektórych regionach Polski odsetek ten dochodził do 21%. Mamy tu do czynienia z godnym uwagi paradoksem. Ta sama młodzież, która opowiada się za liberalnym (jeśli nie rozwiązłym) życiem intymnym, jako cel życia na pierwszym miejscu stawia szczęśliwe życie rodzinne, wielką, odwzajemnioną miłość. To pragnienia, a życie? Życie idzie swoim torem…

Formy przeżywania wiary

W Polsce przez wiele lat wiara była wartością narodową, kulturową, dziedziczną, przekazywaną w domu i w narodzie jako coś oczywistego, jako wartość społeczna.

Diagnozy socjologiczne nie zapowiadają upadku religijności w przyszłej Polsce, mówią jednak o nadchodzących zmianach. Główna zmiana polega na przejściu od religijności dziedziczenia do religijności przeżywanej. Religijność przestaje być wartością tradycyjną, a staje się doświadczeniem osobistym. Oznacza to, że jeśli ktoś się urodził w rodzinie wierzącej, to nawet w niej wiara nie zostaje mu przekazana automatycznie. Dziś człowiek sam chce decydować, wybierać. Krótko mówiąc, nie przewiduje się jakiegoś gwałtownego odwrotu od religii, ale przewiduje się, że nie będzie ona przekazywana – jak do tej pory – przez tradycję, ale przyjmowana przez osobisty wybór. Młodzi nie chcą mieć niczego narzuconego. Świadoma, osobista decyzja – to kierunek przyszłości ludzi wierzących[4].

Ale jest jeszcze inny aspekt przeżywania wiary przez młodzież. ”W mojej parafii jest nudno, a tu jest fajnie” – tak mówią młodzi po spotkaniach np. w Lednicy, Diecezjalnym Dniu Młodych czy po spotkaniu Taizé. Dlaczego nudno? W parafii toczy się zwykłe życie Kościoła – Msza Święta, różaniec, nabożeństwa majowe. A na dużych spotkaniach jest jakieś „mocne” przeżycie. Dlatego „fajnie”. Wielu młodych ludzi szuka coraz mocniejszych wrażeń duchowych. Nie od rzeczy jest stwierdzenie, że rośnie liczba młodych, którzy religię traktują jak telewizor z pilotem. Dopóki daje przyjemne przeżycia i pobudza, zostaję przy niej. Gdy zaczyna czegoś poważniej wymagać czy modlić się rytmem, jaki mi nie odpowiada (np. właściwym życiu liturgicznemu), „przełączam się na inny kanał” albo w ogóle wyłączam. Emocje i doznania duchowe są dziś dla młodych produktem, a Kościół sklepem z konkretną ofertą duchową. Oczekują zaś ofert „duchowo atrakcyjnych”[5].

Ale jest jeszcze około 5% młodych ludzi związanych z ruchami kościelnymi. Oni prowadzą życie na innym poziomie. Są też młodzi, którzy szukają „głębi”. Domy rekolekcyjne, klasztory przyjmujące gości na kilkudniowy pobyt przeżywają oblężenie. Na rekolekcje ignacjańskie trzeba się zapisywać z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Jest wielu takich, którzy zamiast pójść na dyskotekę, od czasu do czasu spędzają noc na modlitewnym czuwaniu. Nie wiadomo, ilu tych ludzi jest. Ważne, że są – jak źródła na pustyni.

Nie widać rozkwitu kultów orientalnych. Te ruchy wtargnęły do Polski w drugiej połowie lat siedemdziesiątych, a w latach osiemdziesiątych zaczęły się dynamicznie rozwijać. Wydawało się, że się rozprzestrzenią i staną się dla szukających duchowości alternatywą wobec chrześcijaństwa. Koniec lat dziewięćdziesiątych pokazał jednak, że niektóre z nich pozostały na dotychczas osiągniętym poziomie, a niektóre nawet się z naszego kraju wycofały.

„Dusza społeczna” młodego pokolenia

Młodzież polska żyje jeszcze w świecie wartości swoich dziadków i rodziców. Jeżeli pytamy o identyfikację młodego pokolenia, to jego „społeczna dusza” składa się z takich wartości: jestem związany z rodziną, jestem Polakiem, jestem katolikiem.

Choć jednak młodzi mówią o tradycyjnych wartościach, to obiektywnie żyją w innym już świecie. W jakim? W świecie niestabilnym. Tę niestabilność tworzy brak pracy. Praca układa scenariusz życiowy, strukturalizuje życie. Ci, którzy urodzili się w latach 50. lub 60., wiedzieli, jak ich życie mniej więcej będzie wyglądać. Pewne rzeczy dało się przewidzieć: że za jakiś czas będą mieli mieszkanie, że będą mieli pracę w kierunku, w którym się kształcili, że założą rodzinę. Ich życie było do zaplanowania. Świat stabilny jest zawsze przyjazny religijności. Ci, którzy wchodzili w dorosłość w latach 90. i później, żyją już w świecie końca stałej pracy, w świecie pracy „elastycznej”. To jest świat, w którym można zaplanować, czy pójdzie się wieczorem do restauracji czy do kina, natomiast nie da się zaplanować, jak moje życie będzie wyglądało za dwa lata. Model życia poukładanego skończył się; dziś menadżer, za dwa lata być może bezrobotny. Dzisiejsza młodzież żyje w świecie niepewności; nie wie, kim będzie jutro.

„Elastyczny”, niepewny świat produkuje zmiennych ludzi. Brak stabilności zniechęca do brania na siebie zobowiązań, a w tym do zakładania rodziny i posiadania dzieci.

Erozja starego świata

Do braku stabilności przyczynia się jeszcze jedno zjawisko: pojawiają się dziś nowe zawody, które nie stabilizują życia. Na Zachodzie to zjawisko zrodziło się dużo wcześniej. Zanikają prace, które wymagały niewielkich kwalifikacji, ale były na tyle dobrze płatne, że umożliwiały wynajęcie mieszkania i założenie rodziny, a więc dawały jakiś impuls w usamodzielnianiu się. Tego typu prace zanikają. Jakie prace dla młodzieży mniej zdolnej dziś pozostają? Praca w MacDonalds? Praca gońca, rozwożenie pizzy. To są takie prace, które nie dają bezpieczeństwa socjalnego, zawody, z których wystarczy, żeby przeżyć, ale za mało, żeby założyć rodzinę i wynająć mieszkanie, żeby się ustabilizować[6].

Taki świat – zmienny świat – wymaga od Kościoła pokazywania rzeczy, które są stałe. Należy ukazywać punkty, na których można się w życiu oprzeć – to, co się nigdy nie zmienia, choć zmienia się świat. Mody człowiek będzie miał w swoim życiu wiele miejsc pracy, ale nie zmienia się Bóg, lojalność wobec żony i swojej rodziny.

Zmarnowany dynamizm

Polska obecnie ma prawie najwięcej młodzieży w Europie. Sprzyja temu czynnik demograficzny. Dzieci urodzone w latach 1982, 1983 i 1984 szturmują teraz rynek edukacyjny i rynek pracy. Ten wyż demograficzny dzisiaj dochodzi do głosu. Były takie przewidywania, że gdy ten wyż demograficzny „wleje się” na rynek pracy, to będzie się coś musiało w Polsce zmienić. Uważano, że ta nadwyżka demograficzna rzuci wyzwanie swymi ambicjami, edukacją i tą młodością buntu porozsadza stare skorupy. Ale gdy ta młodzież była już gotowa  wejść na rynek, zabrakło dla niej pracy. Oni Polski nie zmienią, bo to ciśnienie „poszło w wentyl”. Znalazło ujście w Irlandii, Anglii, a ambitniejsi gdzieś w Niemczech zarządzają winnicami, zamiast tę Polskę zmieniać. Oni może kiedyś wrócą. Z inną mentalnością, nowymi modelami życia, obyci z nowymi technologiami, ze znajomością języka, ale również poranieni, „obici”, „wydziedziczeni”. Może wrócą, bo Europa nie jest wielka. Szkoda, że ich nie ma teraz…

Skok edukacyjny

Nie ma w Europie takiego kraju, który wykonałby tak wielki skok edukacyjny, jaki miał miejsce po 1989 roku w Polsce. Wówczas z klasy kończącej maturę tylko 16% rozpoczynało studia wyższe.

Obecnie jest to prawie 60%. W Estonii i na Litwie jest zbliżony przyrost, ale są to malutkie społeczeństwa. W Polsce jest to istna rewolucja edukacyjna. To dokonało się z pieniędzy rodziców. Państwo niewiele się do tego przyczyniło poza przyzwoleniem na prywatne wyższe uczelnie i tworzenie nowych wydziałów na państwowych. To jest sukces dokonany sumptem społeczeństwa.

Kształcący się młodzi ludzie nosili w sobie nadzieję, że przed magistrami będą się otwierać drzwi, a oto stanęli przy „zmywaku” w Irlandii albo w Anglii; pokolenie nie spełnionych nadziei… O tym trzeba pamiętać: że oni noszą w sobie żal i frustrację. Badania pokazują, że ich nastawienie jest takie: twarzą do rynku, do demokracji bokiem.

Państwo jest dla nich nieprzyjazne. Jeśli myślą o polityce, to uważają, że jest to dziedzina niewarta zaangażowania. Chociaż polska młodzież znajduje się po Grekach na drugim (w Europie) miejscu, jeśli chodzi o patriotyzm, to również mówią oni wprost: oszukani nie kochają.

W tym skoku edukacyjnym najbardziej rozwinęły się studia humanistyczne. Zanikają studia techniczne. Cała Europa trzęsie się, aby rozwinąć tzw. sciences, a więc studia przyrodnicze. To są studia droższe, trudniejsze do zorganizowania i trudniejsze dla studentów. Młodzi tych studiów unikają; chcą iść na studia humanistyczne. Dlaczego o tym tutaj mówię? Otóż studia techniczne i przyrodnicze z góry określają profil zawodu, kierunku życia. Po studiach humanistycznych trudniej określić swoje miejsce w społeczeństwie. Dlatego wielu młodych ludzi po studiach humanistycznych jest nadal zagubionych. Nie wiedzą, co mają robić. Kim są? Wykształceni, ale bez zawodu. To nie stabilizuje życia, przedłuża okres poszukiwań tożsamości społecznej[7].

Nowe rozrywki

Media tworzą w coraz większym stopniu gusta, styl, sposób myślenia. Badania wykazują, że tego samego dnia i o tej samej godzinie program Big Brother ogląda 230 tysięcy widzów, a program Bar 460 tysięcy. Jeżeli jest tak nawet w Wielki Czwartek, Wielki Piątek i w Wielką Sobotę, jeśli oglądalność reality show tego rodzaju nie spada nawet w takie dni i jeśli zabawia się w ten sposób tak wielu ludzi, to prawdopodobnie za jakiś czas coś się zmieni (o ile już się nie zmieniło) w ich myśleniu i przeżywaniu – raczej nie na korzyść…

Dzisiaj młody człowiek ogląda telewizję ponad cztery godziny dziennie. Opublikowane cztery miesiące temu wyniki badań na temat używania przez młodych ludzi komputera i internetu pokazują, że generalnie rzecz biorąc, tygodniowo młody człowiek spędza przed komputerem 30 godzin. To jest tyle samo, ile spędza się tygodniowo godzin w szkole.

Po co młodzi sięgają do internetu?
1. pornografia,
2. rozrywka – gry,
3. przesyłanie komunikatów,
4. akcje typu „kupię – sprzedam”,
5. szukanie informacji potrzebnych do szkoły[8].

Operatywność za wszelką cenę

Cywilizacja, w której przyszło kształcić się i dojrzewać młodemu pokoleniu, wielką estymą darzy słowo „operatywność”. Dlatego mnożą się kursy, przeszkolenia, warsztaty, a wszystko to po to, aby wiedzieć, jak coś wykonać, aby być operatywnym w danej dziedzinie. Na witrynach księgarń coraz więcej książek o znamiennych tytułach: Jak umeblować mieszkanie, Jak urządzić ogród, Jak obsługiwać komputer. To wszystko ma charakter instruktażowy. Ten styl zakrada się też do programów edukacyjnych. Chodzi o to, aby przyszły Polak był sprawny, skuteczny, po prostu operatywny. Sugeruje to, że najważniejszą rzeczą dla przyszłych pokoleń będzie nie tyle wiedzieć, dlaczego coś robię, ale to, żeby wiedzieć jak. Operatywność staje się kryterium edukacji młodzieży. Dotychczas w kształceniu starano się pogodzić oba te elementy: to, żeby wiedzieć, dlaczego coś robię, z tym, jak to zrobić. Czyżby teraz chodziło o nową grupę operatywnych robotników, którzy przeszkoleni „polską szkołą”, będą wiedzieć jak, a nie będą szukać uzasadnień – dlaczego?

Kierunek niełatwy do przewidzenia

Czy młodzież jest nadzieją społeczeństwa? Wyniki badań mogłyby nastrajać pesymistycznie. Ale po pierwsze, badania socjologiczne pozwalają zbadać tylko pewną część rzeczywistości. Człowiek jest w swoich przeżyciach, postawach bogatszy niż opis socjologiczny. Po drugie, wiek dojrzewania jest czasem szybkich przemian, które się w człowieku dokonują – przemian, których kierunek niełatwo przewidzieć.

Młodzi są jak łąka na wiosnę. Po zimie może być na tej łące dużo brudu, rozpadających się resztek, ale w wiośnie jest taka siła, że wszystko przezwycięży. Zieleń trawy pokonuje zimową szarość. Kwiaty wyrastają nawet na butwiejących resztkach. W młodzieży jest ogromna siła, moc przemiany. Dlatego mimo wszystko jest w niej nadzieja.

Ks. Krzysztof Pawlina
www.katolik.pl


Przypisy:
[1]S. H. Zaręba, Dynamika świadomości religijno-moralnej w warunkach przemian ustrojowych w Polsce, Warszawa 2003.
[2]K. Pawlina, Polska młodzież przełomu wieków, Warszawa 1998.
[3]S. H. Zaręba, W kierunku jakiej religijności? Studia nad katolicyzmem polskiej młodzieży, Warszawa 2008.
[4]J. Mariański, Powrót sacrum, ,,Tygodnik Powszechny” nr 39 (3090), s. 14-15.
[5]A. Potocki, Wychowanie religijne w polskich przemianach, Warszawa 2007, s. 381-395.
[6]T. Szawiel, Urzeczeni przez rynek? Stosunek młodzieży do rynku, pieniędzy i pracy, w : Młodzież szkolna o rynku i demokracji, Warszawa 1999, s. 24-52.
[7]K. Pawlina, Religijność współczesnej młodzieży – portret socjologiczny i dylematy, w: „Człowiek – Niepełnosprawność – Społeczeństwo” nr 2 (4) 2006, s. 13-21.
[8]Tamże.