Czego pragniesz?

Czego pragniesz?

Jaka, na podstawie Księdza obserwacji duszpasterskich, jest średnia wieku przeciętnego polskiego katolika, przychodzącego w niedzielę do kościoła?

Dość wysoka. Ze smutkiem trzeba stwierdzić, że w niektórych parafiach wynosi nawet około 50 lat.

Czy to powód do radości, że mamy w kościołach tak wielu starszych ludzi, czy do smutku, że jest w nich tak niewielu młodych?

To sygnał, zwłaszcza dla duszpasterzy, który rodzi pytanie o to, gdzie są te młodsze owieczki.

W parku? W pubie?

Często w łóżku, być może po wcześniejszym imprezowym wieczorze.

Może Kościół jest dla nich zbyt mało atrakcyjny?

Z takim ustawianiem sprawy się nie zgadzam. To, że młodych ludzi nie ma w Kościele znaczy, że we wczesnych latach nie udało im się nawiązać osobistej relacji z Chrystusem. Mówienie o nieatrakcyjności Kościoła może być tanią formą samousprawiedliwienia się. W Kościele najważniejszy jest Chrystus. Mój profesor mawiał, że to On jest życiodajnym ziarnem orzecha. Nikt nie podziwia pustej skorupy, nawet gdyby była pomalowana na złoto.

Czy jest szansa, że Kościół będzie reformował swoje nauczanie, żeby przyciągnąć młodych ludzi?

Nauczania to niech Kościół lepiej nie zmienia, bo ze wszystkiego, co wymyśli – choćby było nie wiadomo jak nowatorskie – będzie musiał zdać sprawę samemu Chrystusowi. Powinien za to szukać różnych sposobów dojścia z tym nauczaniem do współczesnego człowieka. Najważniejsze natomiast jest nieustanne duchowe odnawianie się Kościoła. I to nie wyłącznie księży, ale każdego, kto przyjął chrzest, by mógł być wiarygodnym świadkiem Jezusa.

Może do praktykowania swojej wiary zachęciłaby wiernych dobra kampania promocyjna, profesjonalne spoty w mediach, filmy na youtube, konkursy audiotele…

Być może przyszliby do kościoła raz lub dwa. A potem…

Dlaczego od razu zakładać, że tylko dwa razy? Może reklama zmotywowałaby ich do przyjścia, ale zostaliby na dłużej, bo przekonaliby się, że tego chcą i potrzebują?

Owszem, pod warunkiem, że wcześniej nie pomyśleliby, że zostali zmanipulowani. Uważam, że młodzi ludzie są bardzo inteligentni i krytyczni, i potrafią wskazać na różne chwyty marketingowe.

Zgadza się, choć w wielu innych sytuacjach się im poddają…

Tak, ale różnica polega na tym, że w tych innych wypadkach chodzi głównie o konsumpcję towarów i usług, o komercję. Tymczasem Kościół zaprasza do męczeństwa. Bo świadek Jezusa to ten, kto świadcząc jest gotów oddać życie. A do tego nie da się zaprosić ludzi błyskotkami. Zaś wracając do kampanii promocyjnej – jeśli wymyśli ją sam Duch Święty, to jestem na „tak”.

Co Ksiądz sądzi o nowoczesnych sposobach mówienia o Bogu, np. budowaniu serwisów internetowych?

To środki, którymi warto się posługiwać, aby dotrzeć do ludzi, którzy koło kościoła już tylko przechodzą.

A „przekłady” Pisma Św. na język współczesnej młodzieży? Pozwolę sobie zacytować fragment Dobrej Czytanki według Świętego Jana Ziomka, czyli Ewangelii św. Jana: „A kiedy Master dostał cynk, że faryzeusze skapnęli się, że ma coraz więcej uczniów i chrzci więcej niż Jan, chociaż w sumie to nie Jezus zanurzał w wodzie, tylko jego ekipa, wyszedł z Judei i wrócił do Galilei. Musiał przebić się przez Samarię. Kiedy dotarł do samarytańskiej wioski (Sychar) blisko działki, którą Jakub odpalił swojemu synowi Józkowi, była tam studnia Jakuba, więc Jezus zmachany podróżą, glebnął se przy niej. To było koło południa. A tu wbija się samarytańska laska, żeby nabrać wody. Jezus zagaił do niej: Dasz mi się napić?” (J 10, 1-7).

Kiedy pracowałem nad tłumaczeniem jednej z moich książek, pamiętam, ile trudu kosztowało mnie oddanie całej prawdy zawartej w obcojęzycznych wyrażeniach. Dlatego uważam, że takie „swojskie” przekłady Ewangelii są pewnego rodzaju pułapką wypaczenia rzeczywistego ducha czasów, w których Jezus żył i języka, jakim się posługiwał. Czy mam rację? Być może znajdą się tacy, którzy będą z moim poglądem polemizować…

Jakie jest Księdza zdanie na temat programu katechezy w szkołach?

Boję się, żeby lekcja religii nie stała się przedmiotem wzbogacającym jedynie intelektualnie. Widzę duże niebezpieczeństwo w tym, że dla części osób to, że uczęszczają na katechezę jest wystarczającym powodem, aby powiedzieć, że są w Kościele. Niestety, dobrze wiemy, że nie wszyscy katechizowani praktykują wiarę przez kontakt z sakramentami. Wiele lat byłem katechetą i na to, co się dzieje w polskich szkołach patrzę z niepokojem, a nawet lękiem.

Mam wrażenie, że przygotowanie do przyjęcia sakramentu bierzmowania to ostatni dzwonek, aby zatrzymać młodego człowieka w Kościele.

Sukcesem byłoby, gdyby w czasie tego przygotowania każdy nawiązał osobiste przymierze z Jezusem. Dałoby to gwarancję, że młody człowiek zaraz po otrzymaniu sakramentu nie odejdzie z Kościoła w siną dal. To przykre, ale zdarza się, że młodzież traktuje bierzmowanie jak rzecz, która może się „przydać” na wypadek ewentualnego ożenku.

Czy osoby przygotowujące młodzież do bierzmowania nie widzą tego, że niektórzy faktycznie upatrują w nim ostatniej „usługi”, jaką Kościół ma im do zaoferowania i że zaraz po otrzymaniu dokumentu znikną z Kościoła?

Widzą.

To dlaczego przyzwalają na udzielanie sakramentu tym, którzy są tego niegodni? Przecież to kpina z rzeczy świętych.

To wszystko nie jest takie proste, więc proszę mi pozwolić dalej na to pytanie nie odpowiadać.

Co wtedy, kiedy chcę być w Kościele, ale nie zgadzam się do końca z jego nauczaniem?

Nie zgadzam się, bo nie rozumiem?

Nie zgadzam się, bo nie uważam go za słuszne.

Wtedy łatwo ulec ukrytej pokusie pychy – ja wszystko wiem lepiej, a doktorzy Kościoła i papieże byli naiwniakami. W sytuacji, kiedy mam wątpliwości powinienem prosić o argumenty, spotykać się z ludźmi, którzy mogliby odpowiedzieć na moje pytania. Osobiście nie obrażam się na młodych ludzi, którzy mają wątpliwości i ostro stawiają pewne kwestie. Boję się natomiast o tych, którzy z zewnątrz są pokorniutcy, a wewnątrz ich głów kłębią się myśli: to jedna wielka bzdura.

Czyli nie mogę być w Kościele jedną nogą?

Proszę o jakiś przykład.

Wierzę w Boga, chodzę na Msze święte, ale mieszkam z chłopakiem przed ślubem, jeżdżę na gapę autobusem, ściągam na egzaminie…

Nie, w Kościele nie można być jedną nogą. To prowadzi do schizofrenii.

Czy młodzi ludzie potrzebują Kościoła?

Z całym przekonaniem mówię: Tak.

Czy Kościół potrzebuje młodych?

Tak.

A kto kogo bardziej?

Jeden bez drugiego się nie obejdzie.

Ks. dr Piotr Gąsior – kapłan archidiecezji krakowskiej, obecnie redaktor naczelny Niedzieli Małopolskiej. Tłumacz i autor tekstów o św. Joannie Beretcie Molli. Prywatnie pasjonat wypraw rowerowych i  spływów kajakowych. Inne ulubione formy rekreacji to: pływanie, narciarstwo i majsterkowanie.

www.katolik.pl