Panie, Boże mój, jam jest osioł Twój!

Panie, Boże mój, jam jest osioł Twój!

Rekolekcje głosi już Ojciec od przeszło trzydziestu lat. Czy pomimo upływu czasu pamięta jeszcze Ojciec te pierwsze, od których wszystko się zaczęło?

To było jeszcze przed święceniami kapłańskimi, kiedy ówczesny ojciec prowincjał Szymański zwrócił się do mnie z prośbą: „Heniu, przygotuj sobie rekolekcje dla młodzieży, bo w czasie wakacji siostry elżbietanki w Nysie będą potrzebowały rekolekcjonisty”. No cóż, słowo się rzekło, nie ma odwrotu. Przygotowywałem się, ale wydawało mi się, że to jeszcze nie jest to, co młodym ludziom należałoby powiedzieć. Z wielką niepewnością podszedłem do tych świętych dni. Przychodzę, a tu masa dziewcząt! Widząc je ściśnięte w kaplicy, przeraziłem się. Co ja im powiem? Wtedy spojrzałem na duży krzyż, który wisiał w korytarzu, tak jakby zaraz chciał spaść na przechodzących. Zrozumiałem! To On ma powiedzieć te rekolekcje i to do Niego przyszły te radosne dziewczyny. A moje własne „ja”? Czym jest w obliczu Jego „Ty”? Pomodliłem się tylko: Panie, spraw, abym Ci tu niczego nie popsuł. Tamta modlitwa do dziś tłucze się po moim sercu…

I przez te wszystkie lata udało się niczego nie popsuć, co więcej, pewnie i wiele naprawić. Do czego potrzebny jest zatem ten niezwykły czas?

Myślę, że potrzebne są chwile, w których nieco przyhamujemy. Codziennie biegniemy, jakbyśmy chcieli dogonić albo nasze „wczoraj”, albo nasze „jutro”. Problem w tym, że ucieka nam nasze „dziś”. To właśnie wtedy najbardziej ucieka nam życie. Wiemy o tym, ale wciąż nam się wydaje, że wreszcie złapiemy swój własny cień. To nic, że się to innym nie udało i że jest to pogoń za wiatrem, bo może uda się właśnie mnie… W tym „wyścigu szczurów” uda się nam na pewno… zagubić siebie, swoją twarz, sumienie, zasady, także Boga. Dziś o to szalenie łatwo. Dlatego może właśnie są rekolekcje.

A co w takim razie jest ich istotą?

By przynajmniej raz w roku lub choćby raz na jakiś czas pozwolić wypowiedzieć się Bogu, ale tak do końca. Najczęściej bowiem, kiedy On już w nas zaczyna mówić, my szybko kończymy za Niego. A Jemu nie można przerywać, tylko trzeba Go słuchać. Do tego potrzeba pewnie trochę czasu, zamilknięcia, wyłączenia wewnętrznych „zagłuszaczy”, modlitwy, no i tego, co najważniejsze – szczerej spowiedzi. To nieraz jest trudna „sauna”, niezbędna jednak do zdrowego egzystowania duszy. Bez niej staniemy się nieludzko nieznośni dla innych, a przede wszystkim dla siebie samych.

Myślę, że najważniejszym celem rekolekcji jest powrót. A my mamy tak wiele „punktów”, do których musimy wrócić: Bóg, człowiek, sumienie, prawda, uczciwość, miłość i sto pięćdziesiąt innych rzeczy. Każdy ma jednak swój ranking najważniejszych „punktów powrotów”.

Mówi Ojciec o „punktach powrotów”, które dla każdego są inne. A co jeszcze współczesny człowiek może wynieść z wielkopostnej nauki rekolekcyjnej?

Przede wszystkim świadomość tego, co sam Bóg w swoim Synu chciałby powiedzieć drugim. Jak się tego dowiedzieć? Pewnie nie ma innej drogi oraz innego sposobu, jak „modlitwa do kwadratu modlitwą innych podparta”. A człowiek? Myślę, że jest wciąż taki sam: i wielki, i mały; i święty, i grzeszny; taki i „do”, i „od” Boga. Błąkający się między skrajnościami, od burty do burty. Poraniony, często wściekły na siebie i zapłakany z powodu innych. Samotny w tłumie innych samotnych. Cierpiący na tysiące schorzeń – w tym głównie na „epidemię braku czasu”. Człowiek to przypadek nadający się do leczenia, więcej, do gwałtownego leczenia!

Co takim ludziom powiedzieć?

Pewnie jedno: Człowieku, popatrz – Chrystus idzie twoją drogą. Jest bardzo blisko ciebie. Pewnie bliżej, niż myślisz. Nie bój się, On ci niczego nie zabierze. Syn Boży i Syn Człowieczy jednocześnie – nie cieszy cię to? Spójrz, nie miał łatwego życia, ale się nie cofnął. Jego celem było wybawić cię z ciebie samego. Być w niewoli siebie, być uzależnionym od siebie, być ograniczonym sobą – smutne, wprost pożałowania godne. Nie wierz więc w siebie, bo za chwilę będziesz musiał uwierzyć we wszystkie swoje klęski i grzechy, a to już początek piekła. Tymczasem tuż obok ciebie idzie Ten, który z przekleństwa krzyża uczynił rusztowanie miłości. Zatrzymaj się, spójrz Mu w twarz, pozwól, aby On cię wyzwolił!

Wracając jednak do samych rekolekcji wielkopostnych. W czym przejawia się ich duchowa niezwykłość?

Rekolekcje to Tajemnica Zbawienia. To się nie zmienia. Kalwaria Chrystusa trwa i Kalwaria zbawia. On nią jest wśród nas, Jedyny żyjący pośród umarłych. Można godzinami patrzeć na krzyż, można tygodniami chodzić po Jerozolimie, podziwiając jej wspaniałości tylko po to, by móc komuś powiedzieć: „byłem”, a jednocześnie nie czuć nic wewnątrz. Można też usiąść pod drzewem, które uschło, jak moja dusza, i nagle coś się obudzi, rozpłacze, otworzy oczy i powie: Tak dalej być nie może! Wracam, Jezu, do Ciebie, „bo mi bez Ciebie pustynią świat” – jak mówi jedna ze śląskich pieśni. Duchowość rekolekcji to Jezusowa obecność i moja grzeszność, Jego moc i moja słabość, Jego prawda i moje pokrętne wymigiwania się. To Jego wolność i moje zniewolenia, Jego bliskość i moje oddalenia, a między tym wszystkim Jego miłość – uparta, konsekwentna, niezmiernie miłosierna. Jeśli to nas nie przekonuje do rekolekcji, czyli drogi z Panem, to cóż innego?

O rekolekcjach mówi Ojciec z pasją człowieka głęboko przeżywającego każde z nich jak coś jedynego, niepowtarzalnego. Czym zatem jest ten niezwykły czas dla Ojca, czyli osoby, która głosi je innym?

Zanim rekolekcje będą dla innych, najpierw muszą być moje. Nie jestem lepszy – przeciwnie, często mówię Jezusowi razem ze św. Piotrem: „Wyjdź ode mnie Panie, bom jest człowiek grzeszny”. Doświadczam tego na każdym kroku. Za psalmistą muszę powiedzieć: „mój grzech waruje u moich stóp”. Kiedy czyszczę rano dolne i górne uzębienie, to czasem mówię Jezusowi: „Panie, Boże mój, jam jest osioł Twój!”, a do siebie: „Heniuś, łobuz jesteś, więc się bierz za siebie i nawracaj się, bo wcale nie jest rzeczą pewną, że wieczorem weźmiesz tę samą szczoteczkę do ręki”.

Cóż to znaczy się nawrócić? Myślałem już nad tym wiele razy i tak jakoś mi wyszło, że nawrócić się to stanąć bliżej, choć trochę bliżej i Boga, i człowieka. Stanąć tak, by człowiekowi nigdy nie przysłonić Bożego słońca. O to też się często modlę, bo też i łatwo o takie „dziwactwo” w życiu. Takie samozbawienie, próbę zastąpienia sobą Boga. Takie rekolekcje byłyby najsmutniejsze z możliwych, a przecież to właśnie ten czas miał być pełnym koszem radości, słowa pociechy, łaski. Dla mnie każde rekolekcje, i te głoszone, i te słuchane, to doświadczenie Boga i doświadczenie całego człowieka. A czyż może być coś piękniejszego?

Modlitwa ojca Henryka

Boże, coś bliski a niewidzialny,
otwarty a nie wchłaniający,
obecny a nie odczuwalny,
kochający…

Pomóż wrócić
pozwól zobaczyć na nowo Twoją twarz
w twarzach ludzi,
nie pozwól drapać chmur nosem
czy zadartą głową,
spraw – niech się w nas znowu serce obudzi!

Amen.

Rozmawiał Michał Bondyra
www.wiara.pl