Po spotkaniu… 10 II 2010 r.

Po spotkaniu… 10 II 2010 r.

Witam Wszystkich,

Na ostatnim spotkaniu zostałam namaszczona do podzielenia się moją refleksją po przeczytaniu książki „Dzikie serce”. Od razu zaznaczam, że nie przeczytałam całej pozycji, ale na następne spotkanie postaram się.
W związku z tym, że za tydzień będzie ciąg dalszy dyskusji, dla tych którzy nie byli lub nie przeczytali tej książki, może poniższe refleksje skłonią do sięgnięcia do niej, w celu wyrobienia sobie swojego poglądu.
Autor książki postawił w niej tezę, iż każdy mężczyzna z natury jest „dziki” i konsekwentnie stara się ją udowodnić, mniej lub bardziej odpowiednimi przykładami z własnego (i nie tylko) życia, cytatów z Pisma Świętego itp. Jego przykłady na „dzikość” męskiego serca są, oględnie mówiąc, dość proste, no ale może natura mężczyzny to jednak nic skomplikowanego i nie ma się co dziwić.

Nie mniej jednak, szczerze mówiąc irytowało mnie to jednostronne (ale z drugiej strony jakie miało być) podejście do tematu, zbyt płytkie i takie za bardzo „amerykańskie”. Może mój odbiór wynikał z tego, że nie zdążyłam przeczytać całej książki, a jedynie kilka pierwszych rozdziałów. Zobaczymy co będzie za tydzień po przeczytaniu całej lektury.

Na spotkaniu w ubiegłą środę, po dość dynamicznej dyskusji, na zostało rzucone nowe światło na treści przekazywane przez autora. Nie wiem dokładnie czy wynika to z samej książki czy też z głębokich, w moim odczuciu dużo głębszych niż wywody autora, przemyśleń i doświadczeń uczestników środowego spotkania.
Najważniejsze refleksje, które utrwaliły się w mojej pamięci to takie, że owszem gdzieś w głębi serca każdy mężczyzna ma taką tęsknotę za działaniem, tworzeniem czegoś ważnego, uczestniczeniem w rzeczach wielkich. Jest to taki odpowiednik tej cząstki natury, która kiedyś kazała IM działać w celu przetrwania. Mieli poczucie spełnienia i bycia potrzebnym. Dzisiaj no cóż, takich potrzeb już nie ma, ale nie oznacza to jednak, że mężczyzna nie może czuć się potrzebny, spełniony i tak naprawdę szczęśliwy. Na spotkaniu ktoś mądry powiedział, że dzisiaj większość mężczyzn nie korzysta z życia w pełni, nie wykorzystuje danego mu czasu a jedynie zabija czas oglądając TV, chodząc na ryby oraz wykonując wiele innych typowo „męskich rzeczy” tzw. „czasozabijaczy”. A wystarczy skupić się na Tu i TERAZ np. bawić się z własnym dzieckiem, poświęcając mu maksymalnie swoją uwagę, miłość i CZAS, który jest w obecnych czasach towarem najbardziej deficytowym. To właśnie czas jest najcenniejszym darem, który możemy drugiej osobie ofiarować.
Od nas zależy jak go wykorzystamy i ile z naszego czasu oddamy innym.
Poza tym, nasze czasy są odbiciem tego co się dzieje z mężczyznami. Ich rola i funkcje w życiu ulegają zmianie, ale raczej zmianie recesywnej. Może jest to kwestia wychowania, może zmiany zachowania kobiet, może jeszcze coś innego. Mężczyźni zaczynają się wycofywać, oddają pola kobietom, nie walczą. Ja osobiście nie mówię, że jest to złe. Przeciwnie w moim odczuciu to bardzo nas do siebie zbliża, zaczynamy rozumieć drugą stronę i mniej czeka nas rozczarowań z drugiej strony.

Po przeczytaniu rozdziału „Rana”, zgadzam się z autorem, że bardzo ważne są nasze relacje z rodzicami (tu: ojciec v. Syn). Autor poszedł w swym wywodzie dalej twierdząc, iż każdy syn ma swoją RANĘ po ojcu, powstałą na skutek tego co usłyszał (otrzymał) lub nie usłyszał (nie otrzymał) od swojego ojca w dzieciństwie oraz, że tego nie może zrekompensować matka, bo tylko ojciec nadaje synowi męskość. Myślę, że jest to generalizowanie problemu, aczkolwiek zgadzam się z tezą, że każdy z nas jest „naznaczony” zachowaniem naszych rodziców, a w wielu przypadkach jest to skaleczenie tak głębokie, że wymaga wielu lat aby w końcu przestoło boleć.

Ponadto, to od nas kobiet w dużej mierze zależy, czy ten NASZ MĘŻCZYZNA będzie czuł się przy nas męski, szczęśliwy, spełniony. Naszą ważną rolą jest zrozumienie jego inności, jego zainteresowań i potrzeb oraz danie mu swobody (czasami milczącego przyzwolenia) na ich realizację. Nie zgadzam się z autorem, że kobieta nie może spowodować że mężczyzna będzie czuł się męski, nawet gdy wczesniej tego nie czuł lub też czuł w mniejszym stopniu.
Jest to praca do wykonania dla obojga, bo z jednej strony ktoś musi coś dać, ale ta druga strona musi to od nas chcieć otrzymać. Warto jedna pokonywac tę wędrówkę krok po kroku, bo eefkty mogą być zdumiewające.

Myślę, że ta książka jest tylko katalizatorem dla naszych własnych poglądów i doświadczeń. Mam takie wrażenie, że po jej przeczytaniu mamy dużo więcej przemysleń niż to wynika z treści samej lektury. Ale to tylko świadczy dobrze o nas, że czytamy i myślimy ))))

Podsumowując, poza formą w jakiej została skontruowana książka, jest w niej kilka prawd które można sobie uświadomić po jej przeczytaniu.

Tak jak powiedziała Zuza, jeśli w jakiejś książce znajdzie choć jedno zdanie, które do nas trafi i pomoże w życiu, to warto ją było przeczytać. Myślę, że ta książka zawiera w sobie wiele mądrych myśli, wiele prawd które uświadamiamy sobie dopiero po przeczytaniu lub znacznie później. Nie jest to oczywiście elementarz na temat „Cała prawda o nas” po przeczytaniu, którego zostaniemy jaśnie oświeceni, ale chyba też nie miał takiej funkcji spełniać.

Jest poglądem autora na temat własnej (męskiej) natury, z którym możemy się zgadzać lub nie. Nie zmienia to jednak faktu, że w istocie mężczyźni są inni mają inne potrzeby i ta książka ułatwia nam (kobietom) zrozumienie pewnych zachowań naszych mężczyn, potrzeb które są czasami ukryte, a którym możemy wyjść na przeciw zanim ONI nam o tym powiedzą.

 

Pozdrawiam,
Basia