Po spotkaniu w Poznaniu… (relacja Kasi i Julii)

Po spotkaniu w Poznaniu… (relacja Kasi i Julii)

Każdego dnia rano miały miejsce nabożeństwa i spotkanie w małych grupach w parafii. Spotkania polegały na dzieleniu się przemyśleniami nt. słów zawartych w „Liście z Chin”, który został przygotowany przez Brata Aloisa – odnośnie nadziei w każdym człowieku, dokonywania wyboru pomiędzy naszymi pragnieniami, dzielenia się tym, co mamy… W liście czytamy m.in., że „Kościół w Chinach jest jeszcze niewielki i żyje bardzo biednie. Chrześcijanie są jednak ogromnie dynamiczni! Podziwiamy ich wytrwałość i wierność. Jest dla nas czymś oczywistym, że Bóg tam działa. Spotkaliśmy wierzących, którzy zajmując bardzo skromne miejsce w społeczeństwie, aktywnie starają się współtworzyć przyszłość swojego kraju.”

Po spotkaniach w grupach udawaliśmy się na teren Międzynarodowych Targów Poznańskich na obiad (serwowane były sławne podgrzewane puszki, dla zainteresowanych: w tym roku był gulasz, pulpety i dwa razy fasola :). Po posiłku miały miejsce wspólne modlitwy oraz spotkania tematyczne. Jednym ze spotkań, w których ja uczestniczyłam, było spotkanie z braćmi z Taize (imion niestety nie umiem napisać), którzy w ostatnim czasie razem z bratem Aloisem (obecnym przeorem wspólnoty i następncą brata Rogera), niedawno odwiedzili Chiny. W ramach „Operacji Nadzieja” Wspólnota Taize wydrukowała w tym roku milion egzemplarzy Biblii w języku chińskim, celem rozdania ich w różnych regionach Chin. Na spotkaniu, w którym uczestniczyliśmy, można było otrzymać taką Biblię.

W godzinach wieczornych wydawana była kolacja (znów puszki:) Muszę przyznać, że bardzo dobrze wspominam wieczorne modlitwy, z medytacją brata Aloisa i śpiewami kanonów (mój typ w tym roku: Confitemini Domino, quoniam bonus, Confitemini Domino, alleluja./Dziękujcie Panu, bo jest dobry.).

Kulminacyjną częścią spotkania w Poznaniu, była modlitwa w łączności z narodami, które cierpią, o pokój na świecie (31 grudnia o godzinie 23), a po niej „święto narodów”. W naszej parafii „tradycji nie stało się zadość” i Polacy nie zaprezentowali Poloneza, ale był „pociąg” Ryszarda Rynkowskiego oraz „Taki duży, taki mały” Arki Noego. Zdecydowanym faworytem, wg mnie, był jednak taniec zaprezentowany przez chłopaka ze Szwajcarii (warto obejrzeć! 🙂 : http://www.youtube.com/user/mariovango). Młodzi Europejczycy byli naprawdę zaskoczeni tym jak hucznie wita się w Polsce Nowy Rok.
Sama parafia np przygotowała dla nas pokaz sztucznych ogni oraz wybuchy petard. Uczestnicząc w spotkaniach w Taize w Genewie i Brukseli, mogłam zaobserwować, że to w Polsce jest najgłośniej i najbardziej kolorowo podczas Sylwestra 🙂

Wyjazd do Poznania był dla mnie okazją do pewnych przemyśleń, jak również bliższego poznania ludzi, z którymi miałam przyjemność przebywania, a także doświadczyłam prawdziwej polskiej gościnności.

link do „Listu z Chin”: http://www.taize.fr/pl_article9562.html

Kasia.
… Kasia, została naszym aniołem stróżem, bardzo dobrym aniołem.
Miało być niewiele osób z Warszawy: ostatecznie podłączano do pociągów na trasie Warszawa – Poznań specjalne dwupiętrowe wagony dla młodzieży jadącej na Taize,  a i tak był w nich tłok.
Miało być w ogóle niewielu uczestników i niewiele osób chętnych do ich ugoszczenia, a w końcu przyjechało z całego świata 30 000 młodych i pierwszy raz w historii sylwestrowych spotkań Taize – wszyscy zostali przydzieleni do rodzin, a wielu potencjalnych gospodarzy z rozczarowaniem stwierdziło, że dla nich gości już nie starczyło. A oto kilka zdań o tym jak było z punktu widzenia nowicjuszki takich spotkań.

Przyjęcie
Okazało się bardzo serdeczne. Moja grupka trafiła do największej w Poznaniu parafii p.w. Świętej Trójcy gdzie już czekał na nas posiłek i sprawnie działająca ekipa organizacyjna przydzielająca do rodzin. Zresztą ta sama ekipa zorganizowała później oprowadzenie nas po Poznaniu nocą, świetną zabawę sylwestrową (tańce, śpiewy i objadanie się pysznościami do prawie 4 nad ranem) i obdarowała nas na koniec zdjęciami i filmikami nagranymi podczas spotkania Taize.    
Jeśli o mnie chodzi, znalazłam się w gościnie u państwa, którzy, korzystając z dużego domu, przyjęli aż 6 osób: parę Francuzów, dwie Belgijki i Polaka i mnie jako tłumaczy. Pani domu wciąż nas obficie dokarmiała (dużo ponad planowe skromne śniadania…), nie pozwoliła spać na karimatach zapewniając wszystkim łóżka, poświęcała nam mnóstwo czasu prowadząc z nami długie wieczorne rozmowy, w których z zainteresowaniem dopytywała się o nas i o historię, kulturę, obyczaje Francji i Belgii. Córki gospodarzy z kolei, zwłaszcza mająca akurat urlop Marysia, cały swój wolny czas poświęciły na obwożenie nas po mieście – na modlitwy i turystycznie. W efekcie pod koniec gospodarze byli już naprawdę wyczerpani, ale nadal dla nas bardzo serdeczni.
Gościnność  i życzliwość okazali w sposób wprost zaskakujący również obcy nam Poznaniacy: np. wcale nie najbogatszy  zegarmistrz, u którego Francuzi chcieli kupić zegarek za 54 zł i … otrzymali go za darmo…
Modlitwy
Rano było co dzień nabożeństwo w parafii nas przyjmującej, a w południe i wieczorem w halach Targów Poznańskich.  Jak opisać te modlitwy? Półcień, pomarańczowe dekoracje z ikonami przedstawiającymi sceny biblijne, Matkę Bożą z Dzieciątkiem oraz Krzyż, cisza na przemian z czytaniem Biblii, modlitwą wstawienniczą, medytacją wygłaszaną przez Brata Aloiza lub innego z Braci z Taize… I oczywiście, to co dla mnie najpiękniejsze – śpiewy typowe dla Taize czyli kanony: krótkie wezwania najczęściej zaczerpnięte z Pisma Św. i powtarzane wielokrotnie przy akompaniamencie napełniającej błogim pokojem i ufnością do Boga jakby niebiańskiej muzyki… Równie piękne są ich przesłania np.:
„Bóg jest miłością. Miejcie odwagę żyć dla miłości. Bóg jest miłością. Nie lękajcie się.”
„Jezu Tyś jest światłością mej duszy. Niech ciemność ma nie przemawia do mnie już. Jezu Tyś jest światłością mej duszy. Daj mi moc przyjąć dziś miłość Twą.”…
W parafiach i halach odbywały się też spotkania tematyczne. Byłam m.in. na mówiącym o odczytywaniu woli Bożej w naszym życiu i od Brata z Taize dowiedziałam się ku swemu zaskoczeniu, że … pierwszym etapem jest poznanie siebie samego, swych wad i zalet, zranień, pragnień; dalej zgoda na to kim jestem, a kim nie jestem i co mnie ukształtowało nawet bez mojej zgody, a na czym kreatywny Bóg może budować. A Bóg prosi nas nie o to by robić więcej, ale by przede wszystkim kochać więcej i być sobą. Odpowiedzią naszą, udzielaną nie jednorazowo, a każdego dnia może być nie „ja mogę” (bo nie jesteśmy superludźmi) lecz „tak, ja chcę”. I wreszcie byśmy nie bali się podejmować decyzji (wtedy gdy ogarnia nas pokój i radość, a więc działa w nas Bóg) i wiedzieli, że wybierając jedną drogę trzeba odrzucić inne i również nie bali się ponosić ryzyka bo w każdej decyzji jest element błędu (nie ma idealnego zakonu, męża, żony), ale Bóg nas nigdy nie pozostawia samych, jest Bogiem nadziei bez której nie da się żyć.
Czy warto było jechać
TAK!!! Taize to radosne bycie bliżej Boga i ludzi, to modlitwa o pokój, ale i doznawanie go w swoim sercu…

Julia