Pytania, które zmieniają świat

Pytania, które zmieniają świat

Zebraliśmy tutaj różne rozmowy i refleksje powstałe w pierwszych tygodniach wakacji, może komuś pomogą w ostatnich tygodniach.

Czy Bóg istnieje?

Jak to dobrze, że nie da się tego udowodnić. Jakby się dało, to by znaczyło, że Bóg jest materią (a taki Bóg nie byłby wiele wart) albo że da się ogarnąć ludzkim umysłem (co właściwie jest równoznaczne z tym, że to człowiek wymyślił Boga). Bóg jest tajemnicą i ci, którzy z ogromną pewnością siebie twierdzą, że Go nie ma, też nie są w stanie nic udowodnić.

Każdy musi sam podjąć decyzję, bo nawet, jeśli uznamy stwierdzenie, że istnienie Boga jest prawdą niezależną od człowieka, to dopiero wtedy taka prawda jest dla nas istotna, gdy ją osobiście wypowiemy w naszym sercu.

Czy można żyć bez Boga?

Nie ma żadnej wątpliwości, że można. Tylko jak długo? I czy to jest życie warte życia? Niektórzy sceptycy ironicznie, a nawet złośliwie patrzący na otaczający nas świat mówią, że większość wierzących uznaje istnienie Boga dla wygody, bo mają się do kogo wyżalić, bo w wielu wypadkach nie muszą za wiele myśleć – za nich już ktoś decyzję podjął. Chyba jednak takie spojrzenie nie ma wiele sensu.

Uznanie Boga i Jego Miłości nadaje naszemu życiu jakąś wartość – możemy dostrzec cel życia (zostaliśmy stworzeni, aby dojść do Zbawienia), możemy zauważyć Kogoś obok, gdy nadejdzie czas cierpienia.

Jeśli ktoś odrzuci Boga, musi sobie ułożyć świat wartości i pozostaje z tym sam. Wszystko jest dobrze, gdy życie nie stawia większych problemów, a jak postawi? Kto potwierdzi to, co sam wymyśliłem?

Dlaczego niektórzy odrzucają Boga?

Prawdopodobnie trzeba by zapytać każdego z tych ludzi. Wielu z nich twierdzi, że w imię wolności – nie czują się wolni, gdy ktoś im coś narzuca.

Ale powstaje również pytanie, czy człowiek nie jest bytem zależnym. Bo jeśli naprawdę powstał tylko z pomysłu Boga, to czy odrywając się od Niego nie przestanie żyć.

Teologia przekonuje, że wszystkie ograniczenia, nakazy i zakazy, jakie wynikają z wiary, są warunkiem jedności z Bogiem – Stwórcą, a zatem warunkiem życia.

Czy Jezus naprawdę istniał?

Zapytaliśmy o to ludzi najbardziej kompetentnych – wykładowców z uniwersyteckiego Wydziału Historii. I co? Zaśmiali się usłyszawszy to pytanie. Powiedzieli, że tak samo by zareagowali, gdybyśmy ich zapytali, czy naprawdę istniał Napoleon Bonaparte albo Aleksander Macedoński. Jezus jest postacią historyczną, jego życie dwadzieścia wieków temu na ziemiach Judei i Galilei jest faktem.

Z osobą Jezusa związane jest zawsze pytanie, czy jest naprawdę Synem Bożym. Ale na to historycy z uniwersytetów mogą odpowiedzieć tylko jako ludzie prywatni, bóstwo Jezusa jest sprawą wiary, nie historii.

Czemu Bóg zgadza się na cierpienie?

Jest to pytanie z serii tych, na które nie ma prostej odpowiedzi. Chyba najważniejsze jest to, że cierpiał sam Jezus, On wziął na siebie to wszystko, co Stary Testament nazywał skutkiem grzechu. Przecież bogactwo traktowano jako znak Bożego błogosławieństwa, niepowodzenie i cierpienie było widocznym, oczywistym skutkiem opuszczenia przez Boga. Aczemu Bóg kogoś opuścił? Bo ten człowiek zgrzeszył.

Przyjaciele Hioba byli pewni, że to, co go spotkało, było skutkiem grzechu, choćby sam Hiob tego grzechu już nie pamiętał. Atu okazuje się, że na sprawę cierpienia musimy spojrzeć zupełnie na nowo.

Na pewno Bóg nie chciał dla nas cierpienia, chorób, śmierci. Dał jednak człowiekowi wolność, a zatem możność wybierania. Czytamy w Księdze Powtórzonego Prawa: kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo, miłując Pana, Boga swego, słuchając Jego głosu, lgnąc do Niego; bo tu jest twoje życie (Pwt 30, 19b-20a).

Tak w tym świecie jest – zło jest skutkiem oderwania się od Pana Boga, czy tego chcemy, czy nie, czy uznamy Jego panowanie, czy się uparcie będziemy temu sprzeciwiać. Ale stają przed nami dalsze komplikacje – zło bardzo często spada na tych, którzy chcą, aby Pan Bóg rządził ich życiem, śmierć nie omija nikogo. To nie jest złośliwość Pana Boga, świat został oddany wszystkim, wszyscy mamy udział w dobru, które ktoś spełnia, wszyscy doświadczamy skutków zła, które gdziekolwiek przez decyzję jakiegoś człowieka zostało popełnione (podobnie jak każdy musi oddychać zanieczyszczonym powietrzem, choćby nie brał udziału w jego zatruwaniu).

Na pytania o cierpienie nie ma wielu odpowiedzi, ale jedna, chyba najważniejsza, istnieje. Właśnie ta, którą możemy odczytać w nauczaniu i przykładzie Jezusa zwanego Chrystusem. On, bez grzechu, poniósł krzyż. Ofiarował Ojcu w niebie Swą Mękę za każdego z nas. Zatem każdą chwile cierpienia możemy złożyć w darze. Można prosić Boga, aby potraktował to cierpienie jako pokutę za nasze osobiste grzechy, można ofiarować cierpienie jako pokutę za innych, choćby modląc się o wyzwolenie z czyśćca tych, którzy czekają na nasze wstawiennictwo w tej niewoli. Nie będziemy prawdopodobnie wiedzieli, dlaczego Bóg zgodził się na to wszystko, na cierpienie Jezusa również. Ale wiemy z doświadczenia tysięcy, milionów ludzi, że Jezus nauczył żyć z cierpieniem, zwyciężać z cierpieniem, a nawet cierpienie potraktować jako sposób przybliżania się do Boga.

Jezus z Nazaretu czy Jezus Chrystus

Być może jest to najważniejsze pytanie naszego życia. Jezus z Nazaretu to sformułowanie oznaczające postać historyczną, możemy ją poznać z ewangelicznych opisów. Słowo „Chrystus” (po grecku oznacza to samo, co hebrajskie „Mesjasz” – meszijah, czyli „namaszczony”) – odnosiło się do osoby wybranej przez Boga, dawniej głównie do króla, potem coraz bardziej jednoznacznie do Zbawiciela. Początkowo w Narodzie Wybranym zbawienie zapowiadane przez proroków rozumiano jako wyzwolenie polityczne, powrót do suwerenności narodu. W nauczaniu Jezusa uczniowie powoli odkrywali bardziej uniwersalną duchową prawdę o zbawieniu. Już w wyznaniu Piotra „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga Żywego” (Mt 16, 16) wielu teologów widzi prawdę o zbawieniu od grzechów, od śmierci.

Przyjęcie Osoby Jezusa jako Chrystusa, czyli Pana i Zbawiciela, jest decyzją określającą cel i sposób życia. Jeśli uznam, że Jezus zwyciężył śmierć, że Jego łaska wyzwala nas z grzechów i prowadzi do zmartwychwstania, to w sposób logiczny chcę podporządkować Jemu swoje życie.

Czy da się żyć z Jezusem w dzisiejszym świecie?

Jeślibyśmy chcieli się tak zmobilizować, aby w sobie znaleźć siłę do „życia po prąd”, starczy nam mobilizacji tylko na jakiś czas, to zależy od konkretnej osoby – jeden wytrzyma tydzień, inny pół roku. Ale prędzej czy później sił zabraknie, nie da się żyć w nieustannym napięciu długie lata.

Zupełnie inaczej się stanie, gdy będziemy się powierzali Jezusowi, gdy u Niego będziemy szukać sił, gdy Jemu oddamy sprawy najtrudniejsze. On nie chce za nas żyć, wszystkiego za nas nie zrobi, ale pozostawi tyle, ile damy radę podnieść.

Tego trzeba się uczyć:

– przez regularną spowiedź (jej częstotliwość znów zależy od osoby: raczej nie częściej niż co tydzień, raczej nie rzadziej niż co miesiąc);
– przez modlitwę
– poszukując właściwego sobie sposobu modlitwy, ale nie zapominając, że głównym źródłem łaski jest ustanowiona przez Jezusa Msza Święta;
– przez lekturę Pisma Świętego wspartą naukowymi komentarzami, by nie zabrnąć w zaułek własnych „odkryć” biblijnych.

Zebrał i opracował ks. Radosław Stefański
www.katolik.pl