Relacja z Ekstremalnej Drogi Krzyżowej 2012

Relacja z Ekstremalnej Drogi Krzyżowej 2012

Ekstremalna Droga Krzyżowa (edk.org.pl), wymyślona przez charyzmatycznego krakowskiego duszpasterza – ks. Jacka Stryczka, organizowana jest z Krakowa do Kalwarii Zebrzydowskiej od czterech lat. W tegorocznej edycji wzięło udział około 1000 osób, które pokonały ten dystans na jednej z trzech tras: tradycyjnej, nowej i samotnej. Nasza grupa wybrała wariant tradycyjny, czyli taki, jak na poprzednich edycjach EDK. Po Mszy Świętej o 20 w kościele przy Rynku Podgórskim wzięliśmy naszej krzyże i wyruszyliśmy wraz z innymi ekipami w drogę. Przez większość czasu towarzyszyła nam cisza (uczestnicy mieli nie rozmawiać) i ciemność, co powodowało, że trasę pokonywało się w grupie, a jednak samotnie. W wyznaczonych przez organizatorów miejscach zatrzymywaliśmy się, aby oddać pokłon krzyżowi i rozważać kolejne stacje Drogi Krzyżowej. Przejmujący chłód i wiejący zimny wiatr powodowały, że poza rozważaniami, postoje na kolejnych stacjach trwały bardzo krótko, nie było zbyt wiele czasu na odpoczynek. Poruszaliśmy się wskazaną przez organizatorów trasą, na której mimo dobrego opisu, zdarzało się nam zabłądzić. Na szczęście szybko udawało nam się wrócić na właściwą drogę. Po drodze nie spotykaliśmy żadnych ludzi, którzy kibicowali by nam, podawali wodę czy wskazywali drogę – to nie maraton, tutaj każdy uczestniczy w samotnym zmaganiu się z własnymi słabościami. Jedyne, na co mogliśmy liczyć, to pozostawione przez organizatorów telefony do pomocy medycznej i technicznej oraz mapa wraz z opisem trasy. O poranku, koło 8:40, upaprani w błocie i ledwie stojący na nogach, stanęliśmy przed bazyliką w Kalwarii Zebrzydowskiej. Uczestnictwo we Mszy Świętej wymagało wiele samozaparcia, bowiem oczy same nam się zamykały, a postawę stojącą udawało się utrzymywać wyłącznie dzięki oparciom ławek. Tacy jednak – „nadzy”, prawdziwi, z wyeksponowanymi wszystkimi naszymi słabościami kierowaliśmy nasze modlitwy do Boga.
Modliliśmy się słowami „Panie Jezu, nie daj mi pozostawać w bezczynności wygodnictwa, ale poderwij mnie do życia ideałami”. Po to właśnie pojechaliśmy do Krakowa.