Spokojnie, to tylko życie

Spokojnie, to tylko życie

A kiedy już uległ namowie serca – jak powiedzieliby jedni albo pożądliwości – jak nazwaliby to drudzy – i Batszeba zaszła z nim w ciążę,  wstydząc się swojego postępku postanowił rękami wrogów Izraela zgładzić jej męża. Podobną w swej wymowie historię opowiada najbardziej chyba znana epopeja starożytności, Iliada. Wojna Trojańska i wszystkie związane z nią nieszczęścia zaczęły się od pożądania cudzej żony. Smutne do jak wielkich tragedii może doprowadzić niepohamowanie odruchów zmysłów (czy jak kto woli – serca).  

Nie inaczej jest z pożądaniem czyichś dóbr. W historii bywało ono motorem napędowym knowań, zdrad czy łupieżczych wojen. A i dziś pragnienie wejścia w posiadanie bogactw naturalnych leżących w biednych i nieudolnie zarządzanych krajach staje się czasem powodem, dla którego przymyka się oko na działalność reżimów i okrutnych watażków, wpychające całe społeczeństwa w beznadziejną nędzę. Nieważne, czy pożąda się cudzych bogactw dla pławienia się w luksusie, czy dla rozwoju własnej, głodnej surowców gospodarki. Krzywda, jaką sprowadza owo niepohamowane pożądanie, jest często ogromna.

O dziewiątym i dziesiątym przykazaniu mówi się czasem, że interioryzują przykazania szóste i siódme. Pokazują, że już same nieczyste myśli o cudzej żonie czy pragnienie posiadania należących do kogoś innego dóbr są grzechem. To byłoby spore uproszczenie. Chodzi o coś więcej. By położyć tamę pożądaniu u samych korzeni. W sercu.  Zanim niepohamowanie rozpali ogień nienawiści, doprowadzając do rozlewu krwi, spalonych domów i pól, płaczu i nędzy.
Oczyszczenie serca

W książce Grek Zorba Nikos Kanatzakis umieścił dziwny i zaskakujący fragment rozmyślań jednego z głównych bohaterów. To dialog pasterza i Buddy.

Pasterz: Posiłek mój jest gotów, wydoiłem moje owce, zaryglowałem drzwi mojej  lepianki, rozpaliłem ogień, a ty, niebo, możesz spływać deszczem, ile zechcesz.  

Budda: Nie trzeba mi strawy ni mleka, lepianką moją są wiatry, ogień mój zgasł, a ty,  niebo, możesz spływać deszczem, ile zechcesz.

Pasterz: Mam woły, mam krowy, odziedziczyłem po ojcu pastwiska i byka, który  pokrywa moje krowy, a ty, niebo, możesz spływać deszczem, ile zechcesz.  

Budda: Nie mam pastwisk, nie mam wołów ni krów, nie mam nic, nie boję się  niczego, a ty, niebo, możesz spływać deszczem, ile zechcesz.

Pasterz:  Mam przy sobie łagodną i wierną pastuszkę. Od wielu lat jest moją żoną.  Szczęśliwy jestem radością, którą obdarza mnie co noc, a ty, niebo, możesz spływać deszczem,  ile zechcesz.

Budda: Jestem wolny, a moje serce jest mi posłuszne. Od lat ćwiczę je, aby obdarzało  mnie radością, a ty, niebo, możesz spływać deszczem, ile zechcesz”.  

Pasterz to uosobienie tego, czego zazwyczaj ludzie od życia oczekują. Z poglądami Buddy z dialogu można się nie zgodzić, ale trudno nie zauważyć, jak pod pewnymi względami bliskie są temu, czego uczy Kościół. Komentując dziewiąte przykazanie autorzy Katechizmu Kościoła Katolickiego zwracają uwagę na czystość – intencji, spojrzenia – i potrzebę wstydliwości. Mówiąc o dziesiątym, przypominają o potrzebie odrzucenia zachłanności i zazdrości. W praktyce nie sposób to zrobić, jeśli wpierw nie usunie się z serca źródła owych wad – pożądliwości.

Czyste serce widzi Boga

Mówi się czasami, że najlepiej walczyć z pokusą… ulegając jej. Poniekąd to prawda. Tak jak prawdą jest, że gdyby do gaszenia pożaru używać benzyny, też szybko nie byłoby już czego gasić. Czystość nie ma ani kształtu, ani smaku, ani zapachu. Trudno ją opisywać. Dla jednych będzie jak wspomnienie widoku skąpanych w zachodzącym słońcu tatrzańskich szczytów. Dla innych – jak grządka z cudownymi kwiatami, których nikt o wrażliwości ciut większej niż troglodyta nie zgodzi się podeptać. Dla jeszcze innych – jak życzliwy gest zmarłej, a drogiej sercu osoby. Każdy miał w swoim życiu chwile, których nie chciałby kalać żadną złą myślą, złośliwością czy interesownością. Tym właśnie jest czystość. Postawą serca, która nie dopuszcza żadnego brudu. Ani w czynach, ani w intencjach, ani nawet w myślach. To ona jest alternatywą dla pożądliwości. Tak wszechobecnej w naszej kulturze.

W Katechizmie Kościoła Katolickiego (2525) napisano: „Czystość chrześcijańska domaga się oczyszczenia klimatu społecznego. Wymaga ona od środków społecznego przekazu informacji troszczącej się o szacunek i umiarkowanie. Czystość serca wyzwala z rozpowszechnionego erotyzmu i oddala od widowisk, które sprzyjają niezdrowej ciekawości i iluzji”. A wcześniej, poruszając związany z czystością temat wstydliwości,  wyjaśnia (2524): „Formy, jakie przybiera wstydliwość, są różne w różnych kulturach. Wszędzie jednak jawi się ona jako dostrzeżenie duchowej godności właściwej człowiekowi (…)”. Właśnie. Zobaczyć człowieka. Z jego radościami, smutkami, życiowymi planami i wspomnieniami; z wadami i cnotami. Jak najlepsze zdjęcie nie odda piękna uwiecznionej na nim chwili, tak zatrzymanie się na tym, co zewnętrzne, nie pozwala prawdziwie dotknąć piękna drugiego człowieka.

Wszystko jest moje

Zachłanność, chciwość, zazdrość to wady, które wymieniono w Katechizmie jako sprzeciwiające się dziesiątemu przykazaniu. Wszystkie zatruwają życie człowieka nie pozwalając mu cieszyć się tym, co ma. I prowadzą do absurdów, z których już tylko można się śmiać. Po co komu kilka tysięcy par butów? Przecież żeby założyć je chociaż na pół dnia, trzeba co najmniej kilku lat. Jaki sens ma kupowanie najdroższego samochodu, skoro od tego średniej klasy różni się głównie komfortem jazdy? Czy za najwygodniejszy fotel z jakimiś bajerami ktoś gotów byłby zapłacić czterdzieści tysięcy? Dlaczego więc za drobne udogodniania w samochodzie ludzie skłonni są wydawać tak ogromne sumy?

Podobnie jest z kupowaniem domów. Po co komu dwa domy i mieszkanie, skoro sensownie mieszkać można tylko w jednym? Gdyby próbować we wszystkich naprawdę mieszkać, łatwo zamienić się w bezdomnego tułacza, któremu wszędzie źle. Pożądający dóbr materialnych – niekoniecznie zresztą czyichś – tych absurdów nie zauważają. „Pragnienie posiadania dóbr bliźniego jest bowiem tak wielkie, nieograniczone i nigdy nie nasycone, że zostało napisane: «Kto kocha się w pieniądzach, pieniądzem się nie nasyci» (Koh 5, 9)” – czytamy w Katechizmie (2536) Racja. Bo chyba nie w samym posiadaniu człowiek znajduje sens życia. To rodzi raczej pustkę. Ekscytujące jest samo zdobywanie. Ale  trzeba to jasno sobie powiedzieć, a nie łudzić się, że szczęście przyniesie kolejny domowy gadżet czy złote klamki.

Zachłanność, chciwość, zazdrość to wady, które trudno zwalczyć, jeśli się nie spojrzy na życie inaczej, niż z perspektywy pragnienia posiadania. „Ochrzczony zwalcza zazdrość życzliwością, pokorą i zdaniem się na Bożą Opatrzność – czytamy w Katechizmie (2554). Ale warto zwrócić uwagę na jeszcze jedno.

Zakochani szli w pełnym słońcu obok ogrodów wypełnionych kwiatami.

– Jakie piękne  – szepnęła ona.
– Chcesz? – spytał on.
– Tak.
– Są Twoje.

Kwiatów nie trzeba zerwać czy posadzić we własnym ogrodzie, żeby cieszyć się ich pięknem. Moje jest wszystko, czego doświadczam, co słyszę i co cieszy moje oczy. Nikt nie będzie płakał, że ktoś zabrał ze sobą w sercu piękno jego ogrodu. Kiedy człowiek zadowala się tym, co ma, a jego serca nie truje zazdrość, staje się bogaczem.

Trucizny trzeba się wystrzegać

Trudno o dobre samopoczucie, gdy boli brzuch. Dlatego rozsądni unikają jedzenia wieczorem potraw, które nie są na ich żołądek. Tracą chwile przyjemności przy jedzeniu, zyskują spokojny sen, a następnego dnia o niebo lepsze samopoczucie. Podobnie jest z dziewiątym i dziesiątym przykazaniem, które niejako streszczają inne (KKK 2534). Pożądanie jest jak jedzenie trucizny. Tyle że zatruwa nie ciało, a serce.  Czystość i życzliwość rodzą radość i pokój. A rozsądek nie pozostawia wątpliwości, co lepsze.

www.kosciol.wiara.pl
Andrzej Macura