Płaskorzeźba przedstawiająca Pana Jezusa i czterech apostołów podczas ostatniej wieczerzy pojawiła się przed kilku laty na ścianie bocznej kaplicy naszego kościoła bez specjalnego wyjaśnienia. Niektórzy z parafian, w tym ja, powitali ją z radością jak dawno niewidzianego przyjaciela, o którego pytali się proboszczów i upominali się podczas wizyt „po kolędzie”. Płaskorzeźba ta była kiedyś umieszczona w ołtarzu głównym pierwotnej, zakonnej kaplicy księży Salwatorianów na długo przed tym, zanim erygowana została nasza parafia i wybudowano obecny kościół.
Jest rzeczą naturalną, że kościół parafialny, który powstał w latach 90-tych, otrzymał całkowicie nowy wystrój i dekorację ołtarza głównego związane z wezwaniem maryjnym kościoła oraz kaplicę dedykowaną Jezusowi Miłosiernemu. Jest też dobrze, że w kościele znalazło się miejsce dla tej płaskorzeźby, będącej świadectwem historii Salwatorianów przy ul. Olimpijskiej, a dla wielu parafian piękną pamiątką przeżyć religijnych.
Pamiętam tę płaskorzeźbę „od zawsze”. Pan Jezus na tej płaskorzeźbie był dla mnie pierwszym wizerunkiem Boga, który jako dziecko zapamiętałam. Teraz po latach postanowiłam napisać dla wszystkich kilka słów o tym dziele sztuki sakralnej, ale przede wszystkim o tym przedstawieniu religijnym w naszym kościele. Pomógł mi w tym zadaniu ksiądz profesor Czesław Cekiera, za co jestem mu bardzo wdzięczna.
Płaskorzeźba składa się obecnie z czterech kwater (więc można ją uznać za kwadryptyk), każda o wymiarach +/- 79,5 x 57 cm, wykonana jest z arkuszy blachy miedzianej techniką repusowaną, zwaną popularnie „czekanką”. Kwatery nie posiadają obramowań i są przytwierdzone obok siebie na drewnianym podłożu. Pierwotnie w kaplicy zakonnej nastawa ołtarzowa składała się z pięciu kwater, z których skrajna (prawa dla wiernych) mieściła tabernakulum i w chwili obecnej nie została odtworzona.
Autorem całości założenia jest salwatorianin, ksiądz Stanisław Piwowarczyk, który na przełomie lat 1969/70 wykonał je na miejscu, w garażu domu zakonnego przy ul. Olimpijskiej. Ksiądz Stanisław jako absolwent Liturgiki i Sztuki sakralnej na KUL-u sam przygotował warsztat i materiały. Pamiętający te wydarzenia ksiądz Profesor wspomina księdza Stanisława, który przemadlał każdy dzień pracy i w skupieniu wybijał w blasze poszczególne postacie.
W centrum oryginalnego założenia (pięć kwater) była postać Chrystusa trzymającego w obu rękach kielich. To na twarzy i kielichu artysta skupia naszą uwagę, resztę postaci traktując dość sumarycznie. Oto widzimy moment najwyższego skupienia mocy Bożej. Za chwilę padną słowa: „To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana”. W tym właśnie momencie dokonuje się przekazanie największego daru Boga dla ludzi. Uwagę przykuwa twarz Chrystusa. Nie jest to twarz, która ma się podobać – spokojna i dobrotliwa jak u Leonarda da Vinci, czy piękna jak w tylu innych przedstawieniach. To twarz surowa, skupiona. Zamknięte, niemal zaciśnięte usta i ostry łuk napiętych brwi. Dłonie obejmujące mocno kielich od podstawy i trzonu na sposób, w jaki od tego czasu obejmują kielichy kapłani podczas obrzędów eucharystycznych. Właśnie staje się cud. Bóg zawiera nowe przymierze z ludźmi.
Apostoł przedstawiony z profilu w kwaterze po prawej stronie wpatruje się w swojego Pana z pełnym oddaniem. To młody człowiek, który jeszcze nie dorobił się brody, w luźnej tunice. Gdyby pokusić się o identyfikację postaci, to najbardziej pasuje tu święty Jan. Jednakże może to być każdy inny oddany apostoł, który z miłością przyjmował wszystko, co mówił i robił Chrystus. Za tą postacią w dawnym ołtarzu znajdowała się kwatera z tabernakulum. Symbole początku i końca – alfa i omega wpisane w znak krzyża zdobiły drzwiczki, zaś światełko wiecznej lampki przeświecało przez imponującą bryłę minerału.
Postać w kwaterze z drugiej strony Pana to już dojrzały mężczyzna z wypielęgnowaną brodą i wysokim czołem. Siedzi przy stole w dynamicznej pozie. Odchyla się jakby z dystansem, a może z gniewem od modlącego się Pana, a jego prawa dłoń leżąca na stole zaciśnięta jest w pięść. W ten sposób reagują ludzie, kiedy myślą: „Nie może to być !” albo „A co też on mówi ?!”. Być może to Piotr, który jeszcze przeżywa słowa o zdradzie jednego z dwunastu, lub zapowiedź swojego zaparcia się albo zaczynają do niego docierać słowa o ofierze z krwi i ciała, którą zaraz ma złożyć JEGO Mesjasz. A być może to inny apostoł, którego wzburzyła atmosfera pożegnania albo tak po ludzku – pomysł picia Krwi Pańskiej.
Skrajna kwatera po lewej stronie przedstawia dwie postaci. Jeden z apostołów, tak jak św. Jan, patrzy na Pana w skupieniu. Opiera się ręką o stół i wychyla się ku niemu, jakby nie chciał uronić żadnego słowa, żadnego gestu i wszystko zobaczyć na własne oczy.
W przeciwieństwie do niego postać drugiego apostoła tej kwatery, będąca na lewym skraju całego przedstawienia, patrzy na wprost obojętna na to, co właśnie dzieje się tuż obok. Ten uczestnik ostatniej wieczerzy, mimo dokonującego się obok niego cudu, pozostaje zatopiony w swoich myślach. Jakby znalazł się przy stole przypadkiem i nie dotyczyło go to, co się obok dzieje.
Ikonografia ostatniej wieczerzy posiada swój mocny akord stworzony przez Leonarda da Vinci w słynnym fresku z Mediolanu i większość kompozycji powstałych od tego momentu w większym lub mniejszym stopniu do niego nawiązuje. Niewątpliwie i w tym przedstawieniu można dopatrzeć się pewnych analogii, które jednak moim zdaniem nie są istotne i na pewno nie można na ich podstawie dokonywać identyfikacji postaci. Są to niewątpliwie apostołowie, o czym świadczą delikatne aureole, które otaczają ich głowy. Co ważniejsze, ryzykuję twierdzenie, że autor celowo nie zadbał o ich identyfikację, a tym przedstawieniem chciał pokazać coś bardziej uniwersalnego.
Kluczem do „teologii” tego przedstawienia są słowa przytoczone przez wspomnianego już księdza profesora Cekierę, który zapytał autora: „ A gdzież jest reszta apostołów?”, na co usłyszał : „ A to my, księża i wierni, którzy to dookoła ołtarza stoimy”.
Dawna kaplica była bardzo kameralna. Miała powierzchnię dwóch niewielkich pokoi i wierni stali naprawdę blisko ołtarza, tak że płaskorzeźba umieszczona była dokładnie na wysokości mensy ołtarzowej. Autor zaprojektował tę płaskorzeźbę i stół-ołtarz jako całość. Nie trzeba było wielkiej wyobraźni, żeby „wejść” w to przedstawienie. Zwłaszcza z perspektywy dziecka.
„Ostatnia wieczerza” księdza Stanisława jest pamiątką po założeniu pierwotnego ołtarza, które miało bardzo przemyślaną wymowę teologiczną. Skupiało się wokół momentu zawarcia nowego przymierza Boga z ludźmi, na przyrzeczeniu, że pozostanie z nami pod postacią chleba i wina, które uobecnia Chrystus ukryty w tabernakulum. Równocześnie autor zwracał się do wiernych na każdej mszy świętej przed tym ołtarzem z przekazem: „Popatrz, jesteś w tym samym miejscu, co kiedyś apostołowie. U stołu, gdzie jak w wieczerniku dokonuje się ponownie TEN SAM cud eucharystyczny. Chleb przemienia się w Ciało, a wino w Krew. Jesteś tego świadkiem. Czy odnajdujesz siebie pośród apostołów ? Którym z nich jesteś ? Czy wierzysz, że ON rzeczywiście tam jest? Czy patrzysz na hostię i kielich z miłością, by nie uronić ani chwili ? A może nadal cud przemiany budzi twoje niezrozumienie lub uważasz go jedynie za symbol, przy którym należy kucnąć ? A może w ogóle się nad tym nie zastanawiasz i jesteś gdzieś poza, w świecie swoich myśli? Obecny tylko ciałem?”
Przechodząc koło tej płaskorzeźby w kaplicy warto odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Ksiądz Stanisław Piwowarczyk SDS urodził się 19.05.1939 roku w Czernichowie. W 1957 r. wstąpił do Towarzystwa Boskiego Zbawiciela, został wyświęcony w 07.06.1965 r.; ukończył wydział Teologiczny na KUL-u, sekcja liturgiczna. Poza płaskorzeźbą „Ostatnia wieczerza” w kaplicy kościoła parafialnego NMP Matki Zbawiciela przy ul. Olimpijskiej 82/84 w Warszawie jest także autorem m.in. witrażu przestawiającego Chrystusa stwarzającego „Stań się !” w kaplicy Konwiktorskiej na KUL-u.
Ewa Martusewicz