Jedną z częstych trudności w odnoszeniu się do Boga zarówno w modlitwie, jak i w dyskusjach jest oczywista nieadekwatność ludzkiego języka do wyrażania sfery sacrum: jak bowiem przedstawić inność Boga, przekraczanie otaczającego człowieka kosmosu i myślenia ludzkiego, a przy tym Jego radykalną bliskość? Bóg jest tak inny od nas i naszego świata, że wszelkie próby mówienia o Nim zmierzają albo do metafory, albo do milczenia wobec niemożności znalezienia odpowiednich słów.
Ocean energii
Teolodzy próbują podać zasady mówienia o Bogu. Dyskusja o języku teologii, także o języku, w którym próbujemy mówić o naszym doświadczeniu Boga, jest bardzo ważna. Język bowiem kształtuje nasze myślenie. Dzisiaj często używa się sformułowań zapożyczonych ze słownika New Age: „łaska to energia duchowa”, „Duch Święty jest daną nam energią”, „gdy przyjmuję sakramenty, odczuwam pozytywną energię”. W ten sposób zaczyna się „energetyzować” Boga, a przez to z jednej strony przestaje się Go traktować jako Kogoś, kogo się kocha, przeprasza, wysławia. Bóg po prostu przestaje być uważany za osobę, a – zgodnie z tym, co sądzi New Age – odbierany jest jako ocean energii.
Okazuje się, że chcąc podkreślić odmienność Boga, łatwiej o Nim mówić negatywnie, poprzez zaprzeczenie (jest On wtedy nie-skończony, nie-ograniczony, nie-ogarniony, nie-zmienny), niż pozytywnie, czyli poprzez przymioty (choć i to bywa możliwe: Bóg jest przecież wieczny, jedyny, prosty – nie w sensie prymitywności, ale doskonałej, niepodzielnej jedności i niezłożoności).
Metafory
Metafora w języku religijnym jest szczególnie ważna. Pozwala przybliżyć to, co dalekie, zbliżyć się do tajemnicy. Pewne metafory pochodzą od samego Chrystusa. Chrześcijanie zwracają się do Boga „Ojcze”, mając świadomość, że każdy z nich ma swego biologicznego ojca. Przepowiadanie Chrystusa ukazuje, zgodnie z całą tradycją biblijną, Boga jako bliskiego, kochającego jak troskliwy tata, dbającego o swe dzieci.
W kręgu metafor i obrazów próbujących pomóc w zbliżeniu się do tajemnicy Boga oraz Jego działania są też pojęcia zaczerpnięte z języka matematyki, w tym z geometrii. Jedno z nich przywołuje w Itinerarium mentis in Deum Święty Bonawentura, cytując tekst Alanusa ab Insulis. Doktor Seraficki mówi o Bogu, który jest „początkiem i definitywnym końcem wszystkiego”: to istnienie „skoro jest najprostsze i największe, całe jest wewnątrz wszystkiego i całe na zewnątrz, a zatem jest inteligibilną sferą, której centrum jest wszędzie, a tego, co je otacza, nie ma nigdzie (Alanus ab Insulis)” [tłum. C.S. Napiórkowski]. Bóg zostaje porównany do kuli o nieskończonym promieniu, w której każdy punkt jest zarazem jej centrum.
Bóg objawia się komu chce i jak chce
Model ten uświadamia dobrze dwie prawdy. Najpierw tę, że nie można mówić o istnieniu w oderwaniu od Boga jako jego źródła. Nie oznacza to, że wszystko, co istnieje, stanowi część Boga (taki pogląd – zwany panteizmem – jest niezgodny z wiarą chrześcijańską), lecz że ostateczną rację swego istnienia odnajduje w Bogu. Dalej model ten przybliża również prawdę o doświadczeniu pełni Boga w jakimkolwiek, choćby cząstkowym, spotkaniu z Nim. Nie zmienia to faktu, że Bóg objawia się komu chce i jak chce, także poprzez szczególne mistyczne poznanie. Jednakże każdy chrześcijanin, opierając się na wierze przyjmującej publiczne Objawienie, które zakończyło się wraz ze śmiercią ostatniego z apostołów, doświadcza obecności Boga nie w jakiś mniej wartościowy sposób, lecz za każdym razem poprzez Jego Majestat.
Metafora kuli inteligibilnej może do kogoś przemówić, pomóc, do kogoś innego nie, ale uświadamia naszą ludzką potrzebę zrozumienia, wyobrażenia sobie, co w przypadku Boga będzie zawsze jedynie przybliżeniem, lecz nigdy Jego pełnym wyrażeniem jako Najwyższej Tajemnicy. Na to ludzki rozum i język są zbyt mizerne.
Piotr Jordan Śliwiński OFMCap
www/katolik.pl