Pewnego dnia diabeł był głodny. Zabrał więc ze sobą worek i wybrał się na polowanie dusz.
Miał apetyt na wyśmienity kąsek. Usadowił się więc między gałęziami liściastego drzewa, które rosło naprzeciw okna pewnego dobrego człowieka i czekał.
Dzień dobrego człowieka był jednak przejrzysty jak kryształ i przebiegał na modlitwach, wypełnianiu dobrych uczynków i szlachetnych myślach. Ani jednego odstępstwa od tej zasady. Apetyt diabła rósł coraz bardziej.
Obawiał się jednak, że nie będzie mógł tutaj nic zdziałać. Aż pewnego dnia, kiedy przypatrywał się tej białej jak śnieg duszy, spostrzegł, że i ona, podobnie jak wszystkie inne, ma jedno malusieńkie pęknięcie. Otóż każdego wieczoru człowiek pojawiał się w oknie i zachwycając się zachodzącym słońcem, pogrążał się przez moment w melancholii i smutku.
Diabłu wystarczyło to w zupełności.
Skupił całą swoją energię na tej chwili; wydrążył ją, rozszerzył i kiedy stała się już dostatecznie obszerna i pusta, wlał do niej wszystkie swoje wypróbowane mikstury: najpierw strach, potem niepewność, a na koniec desperację.
Teraz wystarczyło mu już tylko sięgnąć ręką, aby mieć wspaniałą kolację.
Dino Semplici