W Wielki Czwartek Jezus zaprasza nas – głodnych – do stołu. Chyba trudno o większy znak bliskości?
– To bardzo ludzki znak przyjaźni. Stół, przy którym siadamy do kolacji, staje się ołtarzem. Tak to jest u Pana Boga, że rzeczy codzienne i zwykłe stają się niecodzienne i niezwykłe. Zwyczajny chleb i wino stają się realną obecnością samego Boga. Przyznam się, że prostota tej symboliki dotknęła mnie dopiero we Włoszech. Mnie – chłopakowi z Mińska Mazowieckiego – wino kojarzyło się raczej z alpagą wypijaną przez chuliganów w parku. Gdy przyjechałem po raz pierwszy do Włoch, po jakimś bardzo upalnym, pracowitym dniu rekolekcji wykończeni usiedliśmy za stołem. Okazało się, że nie ma jeszcze kolacji. Kuchnia się spóźniała. Podano jedynie białe schłodzone wino i chleb. Rzuciliśmy się na to wygłodniali. Łamaliśmy chleb, popijaliśmy winem. Boże, jakie to było pyszne! Zrozumiałem wówczas, dlaczego Zbawiciel daje się nam jako chleb i wino.
Boże Narodzenie w supermarketach zaczyna się już po 1 listopada. Nie udało się na szczęście „sprzedać” Wielkiego Czwartku czy Piątku.
– Bardzo się cieszę, że nie udało się skomercjalizować Triduum. To na szczęście święta mniej podatne na komercję niż Boże Narodzenie. Nierozerwalnie związane z liturgią. Zresztą samo zawołanie „Wesołych świąt wielkanocnych” bez odniesienia do liturgii jest jakieś puste, żałosne…
Lepiej życzyć sobie smacznego jajka?
– Właśnie, Triduum jest mocno zakorzenione w świecie wiary i liturgii. Boże Narodzenie jest niestety bardziej podatne na komercjalizację. Zresztą pojawiło się ono dopiero w IV wieku. Ochrzczono pewne święta pogańskie, by wprowadzić je w świat symboliki chrześcijańskiej. Dziś mamy do czynienia z odwrotnym zjawiskiem: to świat pogański odgryza się, podkrada nam święta. Z Triduum to się nie udało. I mam nadzieję, że się nie uda…
www.wiara.p