Krzyż jest miłością

Krzyż jest miłością

Krzyż jest największą w historii lekcją miłości. Mówi o miłości samego Boga, ale także o każdej ludzkiej miłości. By kochać po ludzku, potrzebujemy nie tylko słów, ale i ciała. Wie o tym Bóg. Dlatego wcielił się i swoim ukrzyżowanym ludzkim ciałem objawił miłość. Na krzyżu Wcielenie osiąga swój ostateczny cel.

Bez miłości jest niczym

 

Pewien ksiądz skarżył się: „Moi chrześcijanie uważają Boga za Boga odległego, któremu trzeba się podporządkować na tyle, na ile to możliwe, nie z miłości do Niego, ale ze strachu przed piekłem. Bóg nie jest Ojcem… Nie, Bóg jest tym, kto ustanowił dziesięć negatywnych przykazań: »nie zrobisz tego«. Wniosek: »Bóg jest kimś, kto przeszkadza być szczęśliwym«”. Smutne to, ale takie wyobrażenia pokutują w samym Kościele. By przekonać się, jak daleko stąd do prawdy, trzeba pójść pod krzyż. Patrząc na Ukrzyżowanego, poznajemy, kim naprawdę jest Bóg. W każdym razie idziemy we właściwą stronę. Św. Jan napisał krótko: „Bóg jest miłością”. Krzyż wypełnia to najważniejsze słowo treścią.

 

Spróbujmy odczytać Pawłowy hymn o miłości (1 Kor 13,1–13), spoglądając na krzyż Jezusa. Miłość tłumaczy krzyż i odwrotnie, krzyż ukazuje, czym jest miłość. „Gdybym ciało wystawił na spalenie, a miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał”. Cierpienie nie uszlachetnia! To miłość uszlachetnia cierpienie. „Miłość jest cierpliwa, łaskawa, nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą… wszystko znosi… wszystko przetrzyma”. Każde słowo tego hymnu współbrzmi z tajemnicą krzyża.

 

Bóg wyznaje na krzyżu swoją miłość. Wyznaje ją nie słowem, lecz umęczonym ciałem; nie ustną deklaracją, lecz krwią płynącą z ran. „Gdyby nie miłość, byłbym niczym” – mówi bez słów konający Pan. Nic nie zrozumiemy z tajemnicy krzyża, jeśli nie widzimy w nim miłości. Nic. „Miłość nigdy nie ustaje”. Brzmi tutaj nadzieja, że miłość jest silniejsza niż śmierć. Miłość na śmierć i życie nie może przegrać. Jeśli jest gotowa przetrwać wszystko, nie można jej zabić. Musi być ciąg dalszy, musi być zmartwychwstanie.
Eros i agape

 

Najciekawszym wątkiem pierwszej encykliki papieża Benedykta XVI jest pokazanie łączności między dwoma rodzajami ludzkiej miłości: eros i agape. Eros to miłość namiętna, gorąca, cielesna, pożądliwa, ta, która dąży do zjednoczenia z kochaną osobą. Agape to miłość ofiarna, które daje siebie kochanej osobie, niczego nie żądając w zamian. Papież podkreśla jedność obu tych pozornie sprzecznych odmian miłości. Eros potrzebuje agape i odwrotnie. Pragnienie „posiadania” bliskiej osoby, cała energia miłości erotycznej, dążącej do zjednoczenia, musi być dopełniona przez agape. Eros musi rosnąć w stronę bezinteresownego daru, gotowości do ofiary, inaczej stanie się egoizmem, czyli zaprzeczeniem miłości. Jednocześnie miłość nie może być tylko czystą agape, jest w niej zawsze jakiś element erosa, czyli czegoś szalonego, jakiś rodzaj namiętności, pasji, silnego pragnienia zjednoczenia z ukochanym czy ukochaną. Zdrowie ludzkiej miłości jest w połączeniu obu tych wymiarów.

 

Co to wszystko ma wspólnego z miłością Boga i z krzyżem Chrystusa? Okazuje się, że sporo. Benedykt XVI podkreśla, że obie odmiany miłości mają swoje źródło w Bogu. Bóg kocha człowieka namiętnie, do szaleństwa pragnie z nim bliskości, a zarazem jest gotów dać siebie, nie żądając nic w zamian, jest gotów przebaczyć niewierność. „Bóg miłuje, i ta Jego miłość może być bez wątpienia określona jako eros, która jednak jest jednocześnie agape” – pisze Papież. W jednym ze swoich listów na Wielki Post powraca do tej myśli w kontekście krzyża. „W krzyżu objawiła się Boża miłość (eros) do nas. Eros jest bowiem – jak mówi Pseudo-Dionizy – tą siłą, »która nie pozwala kochającemu, by pozostał sam w sobie, lecz nakłania go do zjednoczenia z osobą kochaną«. Czyż istnieje bardziej »szalony Eros« od tego, który sprawił, że Syn Boży zjednoczył się z nami tak dalece, że wziął na siebie następstwa naszych zbrodni i za nie cierpiał?”.

 

Jezus powiedział: „Gdy zostanę wywyższony nad ziemię, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12,32). Miłość jest dawaniem, ale też pragnieniem zjednoczenia. Można powiedzieć, że na krzyżu objawiła się miłość Boga, w której bezinteresowny dar z siebie łączy się z gorącym pragnieniem wzajemności. Ukrzyżowany pociąga nas ku sobie. Woła z drzewa konania: „Pragnę”. Nie chodzi bynajmniej tylko o łyk wody. To wołanie sięga wnętrza Boga. On pragnie nas, mnie i ciebie. Odtrącony, nie przestaje czekać przed drzwiami. Woła o miłość. „Pragnę”.
Jaka jest ta miłość?

 

„Bóg jest miłością”. Oznacza to, że miłość nie jest jedną z wielu cech Boga, nie jest nawet cechą najważniejszą, miłość jest samą Jego istotą. Jaka jest ta miłość? Jest niesłychanie pokorna, bo miłość nie potrafi patrzeć z góry. Jezus umywający uczniom nogi – wstrząsający gest, który zapowiadał krzyż. Bóg na kolanach przed człowiekiem jak ostatni sługa. „Krzyż jako waga, jako dźwignia. Zejście – warunek wznoszenia się. Niebo schodzące na ziemię podnosi ziemię ku niebu” (Simone Weil). Pytał dramatycznie Hans Urs von Balthasar, rozważając Drogę Krzyżową: „Czy Bóg jest raczej na samym spodzie, czy na samej górze?”. Miłość objawiona na krzyżu oznacza ubóstwo. Kiedy kogoś kocham, mówię: „Jesteś dla mnie wszystkim, całe moje szczęście, mój skarb to ty”. Na krzyżu Chrystus nie ma już nic. Oddał wszystko Ojcu, oddał wszystko nam. Miłość oznacza też zgodę na zależność. Nie można wyobrazić sobie, że ktoś kogoś kocha, ale jednocześnie chce zachować prawo do niezależnych decyzji. Miłość jest związaniem na zawsze, bez względu na wszystko. Miłość jest najdoskonalszym aktem wolności. Jezus przybity do krzyża jest „przybity” do ludzkiego losu, „przybity” do człowieka z jego wielkością i jego nędzą, czyli grzechem, samotnością, niewiarą, śmiercią. Miłość wierna nigdy nie mówi: „dość, tego już nie wytrzymam”. Pamiętam refren piosenki, którą usłyszałem jako nastolatek podczas młodzieżowej Drogi Krzyżowej: „Zachwyć mnie sobą, krwią broczący Boże!”. Jak można zachwycać się czymś, co jest przerażające? Genialnie wyjaśnia to kard. Ratzinger: „Ten, który jest samym pięknem, pozwolił, by Go bito w twarz, aby Go opluwano, aby go ukoronowano cierniami… Ale właśnie w tym zniekształconym obliczu jaśnieje prawdziwe, ostateczne piękno: piękno miłości, która jest miłością »aż do końca« i w ten sposób okazuje się silniejsza niż kłamstwo i przemoc”. Tylko ten, kto da się zranić pięknem tej ukrzyżowanej miłości, odkrywa jej prawdę.

 

Czy moja miłość też musi być ukrzyżowana?

 

Krzyż odsłania nie tylko głębię Bożej miłości. On jest też lekcją ważną dla każdej ludzkiej miłości. Jeśli kochasz naprawdę, wchodzisz na ryzykowną ścieżkę. Każda ludzka miłość kryje w sobie krzyż, czyli jakąś bolesną niespodziankę. Kto kocha, przekonuje się, prędzej czy później, że jest inaczej, niż miało być. Rozczarowanie jest nieodzownym etapem rozwoju miłości. To moment opadnięcia złudzeń, to błogosławiona chwila prawdy o sobie i o tych, których kochamy. To bywa bolesne, trudne, ponad siły. Dla wielu to koniec miłości, a tymczasem to jej największa szansa. Miłość zaczyna się, kiedy przestajemy kochać swój własny obraz ukochanego/ukochanej, a zaczynamy kochać go/ją takim/taką, jaki jest. Dotyczy to zarówno człowieka, jak i Boga. W każdej miłości jakoś próbowana jest wierność i gotowość do przebaczenia. Próba jest momentem, który może wydobyć na światło dzienne prawdę miłości – jej piękno, siłę lub jej kruche fundamenty. Lansuje się dziś obraz miłości niedojrzałej, opartej tylko na uczuciach albo erotycznym zauroczeniu. To, co nazywa się miłością, bywa egoizmem, szukaniem tylko siebie. Chrześcijanie nie są cierpiętnikami, są realistami. Owszem, szukają szczęścia w miłości, ale dzięki Ewangelii wiedzą, że szczęście leży głębiej, a miłość rośnie, oczyszcza się, doskonali bardziej w chwilach trudnych niż w momentach uczuciowego lub zmysłowego upojenia. Czy miłość musi koniecznie być ukrzyżowana? Potrzebne jest pytanie pomocnicze: czy jest ktoś, za kogo jesteś gotów umrzeć? Czy nie o to właśnie pyta nas Ukrzyżowany? „Boże drogi, jakie to wszystko byłoby proste, cholernie proste. Jakże bylibyśmy szczęśliwi, wyciszeni, skupieni na tym, co pewne i nieważne (…) Gdybyśmy tylko nie kochali. Na (nie)szczęście miłość jest naszą przypadłością nieuleczalną. (…) Boże, wykończy nas ta miłość, wykończy. Ukrzyżuje” (J. Szymik).

 

ks. Tomasz Jaklewicz
www.wiara.pl