Historia pewnej szczoteczki

Historia pewnej szczoteczki

W pensjonacie zastałem tylko panią sprzątaczkę, bo pora jeszcze przedpołudniowa była.
– Dzień dobry, czy znajdę kogoś w recepcji?
– Nie, dopiero od jedenastej, a o co chodzi?
– Kolega spał tu przedwczoraj i szczoteczkę zostawił.
– Aaaa… Wiem. Elektryczną. Do zębów.
Kiwnąłem głową.
– Wiem, bo dzwonił. Znalazłam ją, ale nie mogę jej panu teraz oddać.
Uniosłem brwi w szczerym zdumieniu i odważyłem się zpytać:
– Czemu?
– Bo ja ją wczoraj zabardałam.

Zacząłem się zastanawiać, jaki straszliwy proceder kryć się musi pod tak groźnym pojęciem, jak „zabardanie”. Zacząłem też myśleć, jak powiem mojemu koledze, że przedmiot, do którego był przywiązany na tyle, by upomnieć się o niego z drugiego końca Polski, został zabardany. Zastanawiałem się też na ile szczoteczka poddana zabardywaniu może nadawać się do dalszego użytkowania… Postanowiłem rozwiać wątpliwości.
– Co pani z nią zrobiła? – zacisnąłem zęby w oczekiwaniu na najgorsze
– No… wczoraj ją za bar dałam, a o tej porze jeszcze bar jest zamknięty.