Jest bowiem tak, iż miłość realizuje się w cierpieniu pokonując je. Żona, która zamiast uśmiercać swojego nieuleczalnie chorego męża czuwa przy nim co noc, czy przysypywana piachem trumna z bliską nam osobą, to cierpienie uczące nas miłości.
Przez mały ułamek czasu…
Bóg wysadza ludzi na stacji, nazywaną przez nas życiem i któregoś dnia powróci, a śmierć będzie sprawdzać nasze bilety i lepiej, abyśmy takowe dzierżyli w dłoniach, gdyż tego biletera nie da się oszukać. Kiedy jednak żegnamy bliskich na peronie, mamy szanse docenić wszystko to, co nam ofiarowali. Nagle zauważamy cały krajobraz, jaki osoby te szkicowały podczas swojej wędrówki, a potem my sami odwracamy się za siebie, gdy nadchodzi na nas pora i mamy szczerą nadzieję, że przez ten mały ułamek czasu pozostawiliśmy po sobie na ziemi coś pięknego, coś, co ją choć trochę ulepszyło. I w tym właśnie momencie zaczynamy chyba rozumieć jaki jest Bóg, i że nie ma w Nim ani krzty smutku, a jedyne co pragnie On uczynić, podarowując nam cierpienie, to zmuszenie człowieka do miłości nie naruszając przy tym jego wolnej woli.
www.katolik.pl