To piękne i bardzo optymistyczne słowa. Ktoś jednak mógłby powiedzieć: „No dobrze, ale przecież codzienność nie nastraja do radości. Tyle jest problemów, powodów do smutku”. Skąd zatem czerpać siłę i inspirację do przeżywania radości?
To nie jest tak, że przeżywamy radość tylko wtedy, gdy nie mamy żadnych problemów czy trudności. Nie jest też tak, że wszyscy młodzi, piękni i bogaci są radośni. Radość pojawia się wtedy, gdy kochamy, a nie wtedy, gdy życie oszczędza nam trosk czy trudności. Paradoksem radości jest to, że nie możemy jej sobie zagwarantować własną mocą. Wtedy, gdy próbujemy się na niej skupić i zatrzymać ją własną siłą, radość zaczyna tracić na sile i opuszcza nas. Zjawisko to nie jest przypadkowe. Skupiając się na szukaniu radości, niepostrzeżenie oddalamy się od jej źródła. Źródłem radości nie są bowiem nasze pragnienia czy nasze cechy psychiczne.
Jedynym źródłem trwałej radości jest miłość. Skupiając się na szukaniu radości, a nie na dążeniu do miłości, przeżywamy rozczarowanie, gaśnie w nas entuzjazm. Tylko miłość jest nośnikiem radości. Zarówno ta miłość, którą przyjmujemy od Boga i ludzi, jak i ta, która ofiarujemy innym. To właśnie dlatego wielkiej radości doświadcza ten, kto pomaga, kto przebacza, kto okazuje innym serce, życzliwość, wdzięczność. Nie ma radości w oderwaniu od miłości. Nie ma też radości w oderwaniu od osób, z którymi łączy nas miłość. Rzeczy mogą nas cieszyć i podobać się nam. Ale jedynie osoby mogą nas fascynować i sprawiać, że poruszone jest do głębi nasze serce.
A zatem można powiedzieć, że dojrzała więź z innymi ludźmi jest źródłem radości. Chyba coś w tym jest. Rzeczywiście, gdy uczynimy jakieś dobro dla drugiego
człowieka, to budzi się w nas satysfakcja i … radość. Można więc powiedzieć, że radość jest drugim imieniem miłości?
Z pewnością tak właśnie jest. Brak radości w życiu to znak, że kocham za mało lub w sposób zbyt interesowny, by doświadczyć wzruszenia. Nie ma radości bez miłości tak, jak nie ma życia biologicznego bez tlenu. Zasadę tę łatwo wyjaśnić w odniesieniu do zakochania. Otóż człowiek zakochany z natury skupia się nie na drugiej osobie i jej rozwoju, ale na własnych przeżyciach i potrzebach w obliczu osoby, z którą się emocjonalnie związał. Z tego właśnie względu zakochaniu towarzyszy raczej doświadczenie przyjemności niż radości. Przyjemność ta – jak każda przyjemność — jest nietrwała i niespokojna, często przeplatana bolesnymi zmianami nastrojów, rozczarowaniem, zazdrością. Naprawdę nic mniejszego niż miłość nie wystarczy, by doświadczyć radości.
W liście świętego Jana (1 J 4,18) czytamy, że Bóg jest miłością. Powiedział Ksiądz, że radość rodzi się na gruncie miłości. Skoro Bóg jest miłością, a z niej pochodzi wszelka radość, to — logicznie myśląc — również radość jest Bożym darem. Można więc zaryzykować twierdzenie, że Bóg jest nie tylko miłością, ale również radością?
Takie twierdzenie nie wiąże się z żadnym ryzykiem, gdyż jest to podstawowa prawda. Bóg jest radością i dlatego życie z Bogiem w wieczności nie przyniesie nam nigdy znudzenia, lecz zdumienie i radość, której nie potrafimy sobie nawet wyobrazić! Syn Boży przyszedł na ziemię po to, aby nas nauczyć kochać i aby nasza radość już tutaj była pełna. Miłość przemienia ten padół łez w Boże królestwo sprawiedliwości i pokoju. Sprawia, że ludzie odzyskują nadzieję, że stają się kimś nowym, że łzy cierpienia i rozpaczy przemieniają się we łzy wzruszenia i nadziei. Doświadczenie radości jest udziałem jedynie tych, którzy są na tyle dojrzali i mocni, że nie skupiają się na swoich nastrojach, lecz na stawaniu się darem dla innych. Tu właśnie znajduje źródło biblijna zasada, że więcej jest radości w dawaniu niż w braniu.
Najbardziej intensywna i trwała radość płynie z naśladowania Boga, ze zdumienia Jego obecnością, z zachwytu w obliczu Jego nieodwołalnej i bezinteresownej miłości. Droga do trwałej radości prowadzi zawsze poprzez spotkanie z Bogiem. Bóg, który jest miłością, uczy nas takiego sposobu życia, który owocuje niespodziewaną i zaskakującą radością. Gdy kochamy, to nawet droga krzyżowa staje się drogą błogosławieństwa i takiej właśnie radości!
Z tego, co Ksiądz powiedział, wynika że droga do radości wiedzie przez miłość, która jest istotą chrześcijaństwa. Ono pomaga doświadczyć spotkania z Bogiem-Miłością, a w konsekwencji z radością. To każe spojrzeć bardzo optymistycznie na naszą religię…
Chrześcijaństwo jest religią radości. To nie przypadek, że właśnie chrześcijaństwo formuje ludzi, którzy dla całego świata są nie tylko symbolem miłości, ale także czytelnym znakiem radości i czułości. Przykładem choćby Jan Paweł II czy Matka Teresa z Kalkuty. Ze zdumieniem stwierdzam, że niektórym ludziom chrześcijaństwo kojarzy się ze smutkiem, z niepotrzebnym umartwieniem, z cierpieniem, z rezygnacją z radości życia. Tymczasem prawda jest zupełnie inna. Jezus przyszedł nie po to, aby nasz krzyż był cięższy, ale po to, aby Jego radość w nas była i aby nasza radość była pełna (por. J 17, 13). Naśladowanie Chrystusa jest drogą do radości, a nie drogą do smutku czy cierpienia.
Na koniec: jaką „receptę” na radość mógłby Ksiądz zaproponować naszym Czytelnikom?
Ci, którzy pragną żyć w radości i szczęściu powinni czynić to, co wartościowsze, a nie to, co przyjemniejsze. Człowiek skupiający się na przyjemnych doznaniach cielesnych czy na miłych stanach emocjonalnych, nie dozna nigdy radości. Radość jest zarezerwowana dla ludzi, którzy potrafią mądrze myśleć, dojrzale kochać i ofiarnie pracować. Mądrość i pracowitość jest nieodzownym warunkiem, by kochać tak, jak Chrystus nas pierwszy pokochał. Czas Adwentu, czyli radosnego oczekiwania, a także święta Bożego Narodzenia, to szczególna szansa na to, by osobiście spotkać się z Miłością, która od Betlejem do Golgoty zdumiewa nas i fascynuje. Pójście za tą Miłością to niezawodna recepta na radość. Życzę każdemu z Czytelników, by Bożemu Dziecięciu mógł powiedzieć to, co wypowiada bohater Anioła radości: „Dziękuję Ci za to, że jesteś RADOŚCIĄ, której nikt nie może mi odebrać”.
Dziękuję serdecznie za rozmowę, życząc Księdzu i wszystkim Czytelnikom odnajdywania radości w fantazji Bożej Miłości, która objawiła się w ubogiej stajence betlejemskiej.
www.opoka.org.pl