Który idzie w imię Pańskie

Który idzie w imię Pańskie

Po edykcie wolnościowym Konstantyna Wielkiego (313 r.), kiedy ustały prześladowania chrześcijan, zainaugurowano uroczyste procesje inscenizujące wjazd Mesjasza do Jerozolimy. Na czele jechał biskup na osiołku, wierni pozdrawiali go palmami, a droga wiodła z Betanii przez Górę Oliwną do świątyni Zmartwych­wstania Pańskiego. Od IX w. podczas procesji śpiewano hymn, który ułożył w czasie swego uwięzienia biskup Teodulf z Orleans. Widząc zza krat nadchodzącą procesję, Teodulf zaczął głośno śpiewać swój hymn, a wtedy cesarz, który szedł w orszaku, tak się wzruszył, że nakazał go uwolnić.

Hosanna! Błogosławiony Król…

Nie bój się, Córo Syjońska! Oto Król twój przychodzi, siedząc na oślęciu…

Chyba nie tylko przedstawicielom rzymskiego okupanta wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy na święto Paschy musiał przypominać cesarskie przybycie (adventus) do stolicy imperium. Takie oficjalne wkroczenie cesarza do Rzymu bywało w czasach późnego Imperium Rzymskiego wspaniałą uroczystością, której towarzyszył przepych i bardzo bogaty ceremoniał.

Bo Pan Jezus przybył do Jerozolimy nie jako pielgrzym, lecz jako Król, świadomie przyjmując symbole monarchy i odbierając hołdy od wiwatujących tłumów. Słano przed Nim barwne płaszcze, pozdrawiano Go gałązkami palmowymi jako Syna Dawidowego i wznoszono triumfalne okrzyki. A On jechał na osiołku jako Ten, który przychodzi w imię Pańskie. Nareszcie naród rozpoznał w nim Mesjasza!

Tylko faryzeusze – jak to oni – byli zdegustowani tym królewskim powitaniem, a nawet protestowali, żądając, aby zganił wiwatujących. On jednak odrzekł im: …jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą (Łk 19, 40).

Płacz, gniew i zdrada

I nauczał codziennie w świątyni. Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie oraz przywódcy ludu czyhali na Jego życie (Łk 19, 47).

Niedziela Palmowa tylko pozornie przepełniona jest samą radością. Wystarczy przypomnieć, że na widok Jerozolimy Pan Jezus… zapłakał. Jakże to przejmujący widok – płaczący Mesjasz! Dobrze wiedział, jaki los czeka miasto: Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu, za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia (Łk 19, 44).

A kiedy udał się do świątyni, wybuchnął gniewem, wypędzając przekupniów. Płacz i gniew – uczniowie byli zapewne zdumieni, bo takim Go nie znali…

Wiwaty na cześć Jezusa wzbudziły niepokój tych, którzy obawiali się jawnego buntu; mógłby się on przerodzić w powstanie. Ten, którego tak wielbił rozentuzjazmowany tłum, mógł stanąć na czele ludu z mieczem w ręku. Na to liczyli zeloci, a może i Judasz, ale wkrótce rozczarowali się. To właśnie w Niedzielę Palmową Judasz – być może zawiedziony politycznie Mistrzem, który nie chciał sięgnąć po władzę świecką – zaczął dojrzewać do zdrady. Niebawem wyda Go za marnych trzydzieści srebrników.

A w głowie arcykapłana żydowskiego Kajfasza zaczęła świtać myśl, aby doprowadzić do śmierci tego niebezpiecznego Człowieka i uchronić naród przed gniewem władz rzymskich. W skandalicznym procesie Jezusa Kajfasz będzie przewodniczył Wysokiej Radzie.

Za tydzień Wielki Dzień

Otóż Wierzbna, otóż Kwietna
Zawitała nam Niedziela!…
Do świątyni gronem wszystkiem/ Idą młodzi, idą starzy
Różdżkę wierzby z młodym listkiem
Niosą święcić do ołtarzy…

Tak przed laty Władysław Syrokomla odmalował w strofach poetyckich niedzielę, zwaną palmową, wierzbną albo kwietną. Nie zapomniał również o towarzyszącym jej obyczaju uderzania się nawzajem gałązkami:

Z niepamiętnych czasów świata
Taki zwyczaj trwa radośnie
I syn ojca i brat brata
Poświęconą różdżką chłośnie.

Niejeden śpioch miewał w tym dniu bolesne przebudzenie, gdy ktoś z domowników zrywał go z pościeli smagnięciem rózgi, wołając: „Wierzba bije – nie ja biję!”.

Drwił sobie przed wiekami Mikołaj Rej, że kto w Kwietną Niedzielę „bagniątka nie połknął, a dębowego Chrystusa do miasta nie doprowadził, ten już dusznego zbawienia nie otrzymał”. Po wyjściu z kościoła połykano bowiem bazie, życząc sobie: „doczekaliśmy się pierw­szej święconki, daj nam Boże doczekać i tej drugiej!”, a drogami ciągnięto drewnianą figurkę Jezusa, ścieląc przed nią palmy.

Poświęcone gałązki składano w krzyżyki. Miały one chronić dom przed uderzeniami pioruna, a pola przed gradobiciem; pozostałe zatykano w domu za „świętymi” obrazami.

Zwyczaj święcenia palm, sięgający IV w., za­wdzięczamy Piotrowi, biskupowi Odessy. W VII w. przyjął się on także na Zachodzie. My jednak prawdziwe palmy zastępujemy gałązkami wierzby albo brzozy. Obsypane srebrzystymi pączkami są dowodem przebudzenia przyrody ze snu zimowego. To wymowny zwiastun zwycięstwa życia nad śmiercią, symbolizujący gotowość trwania przy Chrystusie, nawet za cenę męczeństwa.

Michał Gryczyński
www.katolik.pl