Morderstwo w Akademiku – Zasadzka – odc. 6

Morderstwo w Akademiku – Zasadzka – odc. 6

     W POPRZEDNICH ODCINKACH:
     Konrad – zwany Obrzydliwcem – zrywa z Dorotą, zauroczony Kleopatrą. Nazajutrz zostaje znaleziony pod prysznicem, oszołomiony końską dawką LSD i podduszony wężem od prysznica. Kleopatra -czysta jak łza – oskarża o próbę morderstwa Dorotę. Narzędziem przestępstwa okazuje się… miska, znaleziona przez policjantów na śmietniku, razem z LSD. W magazynie odnajduje się ledwo żywy pan Kaziu – hydraulik, który wymieniał wąż w łazience Konrada.

     W zaistniałej sytuacji pozostawało już tylko jedno wyjście: zasadzka.
     W kotłowni rozłożono puszki z klejem cyjanoakrylatowym, którego opary unosiły się i osiadając tworzyły białawą powłokę utrwalającą każdy ślad. Tym sposobem postanowiono zdobyć niezbite dowody – gdyby tylko sprawca dotknął czegokolwiek w kotłowni, pozostawiłby już nieschodzące ślady linii papilarnych.
     Podejrzewano bowiem, że sprawca odczeka kilka dni i potem spokojnie wróci po narkotyki. W sąsiednim pomieszczeniu zaś czekali na niego silni i zwarci policjanci.

* * *
        „Sprawca” zjawił się szybciej niż oczekiwano. Nie czekał nawet do nocy, przyszedł w dzień; twarzy nie krył za pończochą i wcale nie rozglądał się, czy ktoś go śledzi. Spokojnie otworzył drzwi i wszedł do kotłowni. Policjantom, obok zaparło dech.
     – Teraz – wyszeptał Topola i wszyscy czterej naraz wlecieli do środka, gdzie rozpoczęła się okropna bijatyka. Wśród przekleństw, krzyków, wzajemnego tłuczenia się po głowach i deptania po nogach usiłowano złapać i związać sprawcę.
     W końcu zdołano go ująć i z triumfem przywleczono, wyrywającego się i wierzgającego ze złości dolnymi kończynami, przed oblicze prokuratora. W tym momencie do pokoju weszła kierowniczka, a ujrzawszy posiniaczonego i związanego typa. wykrzyknęła:
     – Panie Wlodku, a co się panu stało? – Pani zna sprawcę?!
     – Ależ to pan Włodzio, hydraulik z sąsiedniego akademika.
     – Mówiłem im! – wrzasnął, próbując się wyrwać.
     – Ale skąd on się wziął w kotłowni?
     – Szedłem odkręcić zawór, a te dranie mnie złapały. To jest napad! W biały dzień tak na człowieka! Tfu!
     Prokurator nic nie rozumiał.
     – Ale… skąd…?
     – Skoro pan Kazio jest w szpitalu, to poprosiłam pana Włodka, żeby naprawił ten zawór. Przecież od tygodnia nie ma ciepłej wody…
     Po tym incydencie prokurator wstał i zdecydowanym krokiem udał się do pobliskiego sklepu papierniczego, gdzie nabył kartkę papieru maszynowego w celu napisania na niej podania o zwolnienie z pracy.
     W tym czasie sierżant Topola, oddając się swemu hobby, czyli fotografii kryminalistycznej, polegającej na szczegółowym fotografowaniu miejsca przestępstwa, z aparatem w ręku udał się na pierwsze piętro do pechowej łazienki.
     W duchu miał nadzieję, że znajdzie jeszcze coś interesującego, co pozwoli rozwikłać tę sprawę. To co znalazł, przeszło jego najśmielsze oczekiwania.
     Wszedł do segmentu i już miał wkroczyć do łazienki, gdy przez uchylone drzwi usłyszał podejrzane szepty…
     – Dobrze patrzyłaś?
     – Chyba z dziesięć razy.
     – Musi gdzieś tu być, na pewno mi tu wyleciał.
     – Chodź, sprawdzimy pod prysznicem.
     Głosy nieco się oddaliły, choć i tak można było poznać, że jeden z nich należy do dziewczyny, a drugi do zachrypniętego typa. Ten pierwszy był jakby znajomy… Po chwili sierżanta dobiegł metalowy dźwięk odkrywania kratki od odpływu i pełen obrzydzenia głos typa:
     – Ale cuchnie! Daj jakiegoś drąga, musimy tam pogrzebać.
     – Jesteś pewien, że tu go zgubiłeś?
     – Jak tego, że trzeci raz jestem na trzecim roku. Jak przyszedłem po miskę, to mi wypadł.
     – To dlaczego potem tu nie przyszedłeś?
     – Zgłupiałaś? Przecież gliny tu grzebały!
     – To może już go wygrzebały? Typ pokręcił głową.
     – Na pewno nie. Sam słyszałem, jak taki mały mówił do tej tyki chmielowej, że jednego, czego im brakuje, to tego klucza. Zresztą ten drągal bez przerwy się tu kręci.
     – A, faktycznie, też go widziałam. Taki z krzywą gębą?
     – Nie, ten to idiota. Tamten to taki wielki, z kwadratowym łbem.
     Gliniarz za drzwiami zdrętwiał z nadmiaru epitetów, którymi typy pod prysznicem obdarzały jego osobę. Ale słuchał dalej.
     – Myślisz, że nikt tego nie sprzątnął?
     – Co ty, nie przeceniaj ich inteligencji. Nigdy nie wpadną, że to może być w kotłowni, w wywietrzniku.
     – Dobrze schowałeś?
     – Przestań gadać, sama zobaczysz. Musimy znaleźć ten klucz, bo jutro Wasyl mnie zabije, jak mu tego kwasu nie przyniosę. Pomyśli, że sam zećpałem, o w mordę… – tu typ wyciągnął z otworu łapę omotaną kołtunem włosów. Smród rozniósł się po całej łazience.
     – Już nie mogę – stwierdziła dziewczyna. Chodź stąd. Wzięliśmy kierowniczce ten, to rąbniemy i zapasowy.
     Kiedy typy debatowały co lepiej zrobić, sierżant, jak najciszej potrafił, wsunął się do łazienki. Pod prysznicem, nie zasłoniętym załonką. tyłem do niego siedziały dwie osoby, grzebiące w okropnie śmierdzącym ścieku.
     Topola włączył lampę i obie gwałtownie się odwróciły. Wtedy pstryknął i nie czekając na los Obrzydliwca, wpadł do pierwszego lepszego pokoju, zamykając drzwi na łucznik.

Katarzyna Stępień