W POPRZEDNICH ODCINKACH:
Konrad – zwany Obrzydliwcem – zrywa z Dorotą, zauroczony Kleopatrą. Nazajutrz zostaje znaleziony pod prysznicem, oszołomiony końską dawką LSD i podduszony wężem od prysznica. Kleopatra -czysta jak łza – oskarża o próbę morderstwa Dorotę. Narzędziem przestępstwa okazuje się… miska, znaleziona przez policjantów na śmietniku, razem z LSD. W magazynie odnajduje się ledwo żywy pan Kaziu – hydraulik, który wymieniał wąż w łazience Konrada.
W zaistniałej sytuacji pozostawało już tylko jedno wyjście: zasadzka.
W kotłowni rozłożono puszki z klejem cyjanoakrylatowym, którego opary unosiły się i osiadając tworzyły białawą powłokę utrwalającą każdy ślad. Tym sposobem postanowiono zdobyć niezbite dowody – gdyby tylko sprawca dotknął czegokolwiek w kotłowni, pozostawiłby już nieschodzące ślady linii papilarnych.
Podejrzewano bowiem, że sprawca odczeka kilka dni i potem spokojnie wróci po narkotyki. W sąsiednim pomieszczeniu zaś czekali na niego silni i zwarci policjanci.
* * *
„Sprawca” zjawił się szybciej niż oczekiwano. Nie czekał nawet do nocy, przyszedł w dzień; twarzy nie krył za pończochą i wcale nie rozglądał się, czy ktoś go śledzi. Spokojnie otworzył drzwi i wszedł do kotłowni. Policjantom, obok zaparło dech.
– Teraz – wyszeptał Topola i wszyscy czterej naraz wlecieli do środka, gdzie rozpoczęła się okropna bijatyka. Wśród przekleństw, krzyków, wzajemnego tłuczenia się po głowach i deptania po nogach usiłowano złapać i związać sprawcę.
W końcu zdołano go ująć i z triumfem przywleczono, wyrywającego się i wierzgającego ze złości dolnymi kończynami, przed oblicze prokuratora. W tym momencie do pokoju weszła kierowniczka, a ujrzawszy posiniaczonego i związanego typa. wykrzyknęła:
– Panie Wlodku, a co się panu stało? – Pani zna sprawcę?!
– Ależ to pan Włodzio, hydraulik z sąsiedniego akademika.
– Mówiłem im! – wrzasnął, próbując się wyrwać.
– Ale skąd on się wziął w kotłowni?
– Szedłem odkręcić zawór, a te dranie mnie złapały. To jest napad! W biały dzień tak na człowieka! Tfu!
Prokurator nic nie rozumiał.
– Ale… skąd…?
– Skoro pan Kazio jest w szpitalu, to poprosiłam pana Włodka, żeby naprawił ten zawór. Przecież od tygodnia nie ma ciepłej wody…
Po tym incydencie prokurator wstał i zdecydowanym krokiem udał się do pobliskiego sklepu papierniczego, gdzie nabył kartkę papieru maszynowego w celu napisania na niej podania o zwolnienie z pracy.
W tym czasie sierżant Topola, oddając się swemu hobby, czyli fotografii kryminalistycznej, polegającej na szczegółowym fotografowaniu miejsca przestępstwa, z aparatem w ręku udał się na pierwsze piętro do pechowej łazienki.
W duchu miał nadzieję, że znajdzie jeszcze coś interesującego, co pozwoli rozwikłać tę sprawę. To co znalazł, przeszło jego najśmielsze oczekiwania.
Wszedł do segmentu i już miał wkroczyć do łazienki, gdy przez uchylone drzwi usłyszał podejrzane szepty…
– Dobrze patrzyłaś?
– Chyba z dziesięć razy.
– Musi gdzieś tu być, na pewno mi tu wyleciał.
– Chodź, sprawdzimy pod prysznicem.
Głosy nieco się oddaliły, choć i tak można było poznać, że jeden z nich należy do dziewczyny, a drugi do zachrypniętego typa. Ten pierwszy był jakby znajomy… Po chwili sierżanta dobiegł metalowy dźwięk odkrywania kratki od odpływu i pełen obrzydzenia głos typa:
– Ale cuchnie! Daj jakiegoś drąga, musimy tam pogrzebać.
– Jesteś pewien, że tu go zgubiłeś?
– Jak tego, że trzeci raz jestem na trzecim roku. Jak przyszedłem po miskę, to mi wypadł.
– To dlaczego potem tu nie przyszedłeś?
– Zgłupiałaś? Przecież gliny tu grzebały!
– To może już go wygrzebały? Typ pokręcił głową.
– Na pewno nie. Sam słyszałem, jak taki mały mówił do tej tyki chmielowej, że jednego, czego im brakuje, to tego klucza. Zresztą ten drągal bez przerwy się tu kręci.
– A, faktycznie, też go widziałam. Taki z krzywą gębą?
– Nie, ten to idiota. Tamten to taki wielki, z kwadratowym łbem.
Gliniarz za drzwiami zdrętwiał z nadmiaru epitetów, którymi typy pod prysznicem obdarzały jego osobę. Ale słuchał dalej.
– Myślisz, że nikt tego nie sprzątnął?
– Co ty, nie przeceniaj ich inteligencji. Nigdy nie wpadną, że to może być w kotłowni, w wywietrzniku.
– Dobrze schowałeś?
– Przestań gadać, sama zobaczysz. Musimy znaleźć ten klucz, bo jutro Wasyl mnie zabije, jak mu tego kwasu nie przyniosę. Pomyśli, że sam zećpałem, o w mordę… – tu typ wyciągnął z otworu łapę omotaną kołtunem włosów. Smród rozniósł się po całej łazience.
– Już nie mogę – stwierdziła dziewczyna. Chodź stąd. Wzięliśmy kierowniczce ten, to rąbniemy i zapasowy.
Kiedy typy debatowały co lepiej zrobić, sierżant, jak najciszej potrafił, wsunął się do łazienki. Pod prysznicem, nie zasłoniętym załonką. tyłem do niego siedziały dwie osoby, grzebiące w okropnie śmierdzącym ścieku.
Topola włączył lampę i obie gwałtownie się odwróciły. Wtedy pstryknął i nie czekając na los Obrzydliwca, wpadł do pierwszego lepszego pokoju, zamykając drzwi na łucznik.
Katarzyna Stępień