Trzech młodych Afrykanów wprowadzono do chaty rady. Wódz siedział w głębi, otaczali go starzy wojownicy. Chłopcy podeszli bliżej.
– Przed sześcioma dniami – rzekł wódz, a mówił powoli – zostawiono was w lesie, abyście dowiedli waszych zdolności, po to, byśmy mogli osądzić, czy jesteście godni uznania za wojowników. Powróciliście zdrowi i cali, pomimo tysięcznych niebezpieczeństw. Ale to nie wystarczy. Co uczyniliście, aby zasłużyć na miano wojowników?
Przy uważnym milczeniu ludzi z plemienia chłopcy opowiedzieli o swoich wyczynach. Jeden zabił lamparta, drugi walczył z pytonem. Nie odezwał się tylko trzeci chłopiec.
– A ty, Mamadu, co uczyniłeś? – zapytał wódz.
– Podebrałem garniec miodu od dzikich pszczół – odrzekł cicho Mamadu.
Pozostali dwaj chłopcy uśmiechnęli się. Cóż to znaczy wykraść trochę miodu pszczołom? Potrzeba na to było cierpliwości, nawet odwagi, ale nie była to próba godna wojownika tego plemienia.
– Dlaczego podebrałeś miód, a nie upolowałeś jakiegoś dzikiego zwierza? – spytał wódz.
– Wiesz przecież – odrzekł Mamadu – że moi rodzice są starzy i chorzy; musiałem o nich pomyśleć i dlatego zaniosłem im miód.
Wódz wstał. Wyciągnął włócznię do Mamadu i powiedział:
– Weź ją, ponieważ jesteś najgodniejszy ze wszystkich. Człowiek powinien być przede wszystkim człowiekiem, a dopiero potem myśliwym. A jest tylko jeden sposób, aby się dowiedzieć, czy tak jest: kiedy nad wszystko przedkłada się miłość i szacunek dla rodziców.
A. Manzi