Pewien młodziutki mnich spędzał wraz z pozostałymi braćmi w swoim klasztorze całe długie miesiące nad tkaniem gobelinu. Któregoś dnia zerwał się z oburzeniem z krzesła.
– Koniec z tym! Już więcej nie mogę! Każecie mi robić rzeczy bez sensu! – wykrzyknął. – Tkałem pozłocistą nitką, aż tu nagle mam zrobić supeł i obciąć ją bez powodu. Cóż za marnotrawstwo!
I poszedł sobie. Dogonił go starszy mnich i powiada:
– Synu, stój! Nie obejrzałeś gobelinu jak należy. Siedziałeś z drugiej strony i pracowałeś tylko nad jednym rodzajem ściegu.
Zawiódł młodzieniaszka przed gobelin, który już ukończono i powieszono w wielkim warsztacie, a nowicjuszowi aż zaparło dech. Otóż pracował nad utkaniem przepięknego obrazu Trzech Króli oddających cześć Dzieciątku Jezus, a jego złocista nić przeplatała się w świetlistej aureoli wokół główki Dzieciątka.
Wszyscy stanowimy część większego obrazu,
tyle że nie widzimy w całości jego piękna.
Pier D’Aubrigy