– Trzy… sta osiem… dziesiat tysiecy? Na Boga, co pan sprzedal?!
– No, na poczatku sprzedalem maly haczyk na ryby…
– Haczyk na ryby? Za trzysta osiemdziesiat tysiecy?
– Potem przekonalem klienta zeby wzial jeszcze sredni i duzy haczyk. Nastepnie przekonalem go, ze powinien wziac jeszcze zylke. Sprzedalem mu trzy rodzaje: cienka, srednia i gruba. Wdalismy sie w rozmowe. Spytalem gdzie bedzie lowic. Powiedzial, ze na Missouri, dwadziescia mil na pólnoc. W zwiazku z tym sprzedalem mu jeszcze porzadna wiatrówke, nieprzemakalne spodnie i rybackie gumowce, poniewaz tam mocno wieje. Przekonalem go, ze na brzegu ryby nie biora, no i tak poszlismy wybrac lódz motorowa. Spytalem go jakie ma auto i wydusilem z niego, ze dosc male aby odwiezc lódz, w zwiazku z czym sprzedalem mu przyczepe.
– I wszystko to sprzedal pan czlowiekowi, który przyszedl sobie kupic jeden, jedyny haczyk na ryby?!
– Nieee. On przyszedl z zamiarem kupienia podpasek dla swojej zony. Zaproponowalem mu, ze skoro w weekend małżonka nie w formie, to moze pojechalby przynajmniej na ryby…